Obserwuj nas w social mediach.
Była członkini SF BCC, absolwentka SGH, ekspertka marketingu, która współpracowała z wieloma luksusowymi markami. Aktualnie działa w ramach swojej firmy INZPIREA i stworzyła kurs „Mindful Brand Management”. Zapraszamy do lektury wywiadu z Agnieszką Smektałą.
Czy mogłabyś podzielić się z nami dobrymi praktykami na budowanie marki osobistej już na studiach? Jak Ty zaczynałaś?
Z perspektywy czasu, myślę, że najwięcej na studiach dała mi praca w SF BCC, a później kontynuacja w AIP. To była kopalnia doświadczeń, budowanie relacji z niesamowitymi ludźmi, którym „chciało się chcieć”. Mieliśmy nieograniczonej możliwości, wolność kreacji, tworzenie projektów i budżetów szytych na miarę naszych pomysłów. Bycie częścią BCC otwierało wiele drzwi do współpracy z markami – potencjalnymi sponsorami. Było nam łatwiej zwrócić na siebie uwagę dużych graczy, BCC dawało nam wiarygodność. Członkowie BCC stanowili także ciekawą grupę dla wielu marek. Działał efekt aureoli – to zainteresowanie naturalnie emanowało także na członków SF BCC. Jedną z moich funkcji był fund raising. Udało mi się wspólnie z zespołem pozyskać wielu ciekawych sponsorów np. NBP czy Tag Heuer.
Jeśli chodzi o budowanie marki osobistej, dziś mamy możliwość dzielenia się swoją energią w social mediach, w podcaście, w ebooku. Za moich czasów w SF BCC takie media nie były dostępne. Markę osobistą budowałam nieświadomie, intuicyjnie w oparciu o relacje z ludźmi, w oparciu o sukces projektów, które realizowaliśmy. Mówi się, że ludzie zapomną, co mówiłeś, ale nie zapomną, jak się przy Tobie czuli. Uważam, że budowanie autentycznych relacji z innymi niesamowitymi kreatorami to jest filar, który buduje wartość naszej marki. Drugim takim filarem jest doświadczenie, które zdobywamy współpracując z innymi. Nasze osiągnięcia to marka sama w sobie. Po trzecie to mindset – otwartość na rozwój, świadomość wartości jakie się wyznaje i bycie w nich autentycznym. Dopiero na takim filarze możemy oprzeć narzędzia budowania marki np. tworzenie inspirujących treści na social media, zbieranie materiałów na publikację, ebook, podcast, tworzenie muzyki, sztuki itp. Ważne jest znalezienie środka wyrazu, ekspresji, który faktycznie jest z nami spójny. Daje nam radochę. Finalnie to narzędzie także jest ważnym elementem – abyśmy o sobie, o swojej marce jednak światu opowiedzieli. Choć pisanie wierszy do szuflady też mogłoby być swoistym manifestem własnej marki… 😊
Jak wyglądała Twoja droga od SFu do ekspertki marketingu. Skąd decyzja o tym, aby zajmować się luksusowymi markami?
Dostałam się na studia na SGH. Na auli spadochronowej na odbywały się targi organizacji studenckich. Zaczepił mnie Mariusz Turski i zaczął opowiadać o SF BCC. Postanowiłam dołączyć do organizacji. Od początku interesował mnie temat fundrisingu i współpracy z markami. Postrzegałam marki, jako fascynujące światy, do których zapraszani jesteśmy my – konsumenci, współpracownicy. Praca z markami sponsorskimi w SF BCC, dbałość o to, aby były zainteresowane współpracą z nami, aby były zadowolone, aby widziały w naszej współpracy wartość i wracały do nas, aby uczestniczyć w kolejnych projektach – to mnie kręciło. Decyzja o dobrach luksusowych zakiełkowała we mnie na 1 roku studiów, gdy dowiedziałam się o organizacji CEMS (cems.org – zarządzanie międzynarodowe, program wymiany studenckiej), którego partnerem było LVMH – Moët Hennessy Louis Vuitton (www.lvmh.com) największy na świecie koncern dóbr luksusowych. Kiedy dowiedziałam się, że takie marki jak LV, Dior, Fendi, Bvlgari, Hennessy znajdują się w jednej organizacji to rozpaliło moją wyobraźnię. Pomyślałam, że właśnie w takim świecie najbardziej chciałabym sprawdzić moje umiejętności zdobyte na uczelni. Na rozmowie kwalifikacyjnej rekruter w Londynie zapytał mnie, jakie kreatywne projekty do tej pory prowadziłam. Moja opowieść o Gali Młodych Liderów – od konceptu, przez pozyskanie sponsorów po realizacjię, zrobiła duże wrażenie i wiem, że była to jedna z ważnych cegiełek, które pozwoliły mi się dostać do pracy moich marzeń. A zaczęłam pracę dla koncernu właśnie w Londynie, później w czeskiej Pradze i Warszawie
Jak sądzisz jak i gdzie szukać pomysłu na siebie?
Najważniejsze to być otwartym tzn. mieć otwarte serce i głowę na poszukiwania i nie bać się podążać za intuicją, czasem pod prąd. Ważne jest zdobywać doświadczenie w dziedzinach, które nas magnetycznie przyciągają. W moim przypadku to były start upy, kreatywność, przedsiębiorczość, marketing emocji, dobra luksusowe, a z czasem także szeroko pojęty well-being.
Ważne jest także dbać o dobrą kondycję psychiczną i fizyczną. Bo kiedy jesteśmy przemęczeni, dużo ciężej o pozytywne nastawienie i świeże pomysły. Dlatego ważne jest dbanie o balans. Jeśli od dłuższego czasu czujemy się przemęczeni, zestresowani, to przed zadaniem sobie ważnych pytań dotyczących naszego rozwoju, warto spróbować się wyluzować np. potańczyć do ulubionej piosenki, pójść na spacer, porozmawiać z przyjaciółmi, pójść na masaż. Dla mnie przełomowe było proste ćwiczenie. Usiądź w spokojnym miejscu, weź kartkę i wymieć momenty kiedy jesteś szczęśliwy. Co daje spontaniczny uśmiech na Twojej twarzy? Co lubiłeś robić jako dziecko? Wypisuj jak najwięcej się da. A potem sprawdź, ile z tych spisanych na kartce momentów masz obecnie w życiu – w szkole , w pracy. Jeśli dużo – gratuluję, jeśli mało -to znak ostrzegawczy, że trzeba cos zmienić. Nasza radość to paliwo rakietowe dla naszych marzeń i dla naszego rozwoju.
Ja sama od kilku lat eksperymentuję z wprowadzaniem w życie koncepcji „slow life – slow business”. Swoje odkrycia opisałam w książce, którą wydałam samodzielnie dzięki crowdfundingowi. Nosi tytuł „Kosmiczna Księga Duszy”. Wiele dobrego do mojego życia zawodowego wniosła praktyka medytacji. Jestem osobą bardzo dynamiczną. Długie siedzenie w kwiecie lotosu nie byłoby dla mnie. Z namiętnością uprawiam „mindfulness microdosing”. Chwytam cenne chwile doładowania w ciągu dnia – np. patrzę w chmury, przytulam się do partnera, podziwiam dym znad kadzidła, delektuje się zapachem kawy przed wypiciem. Te mikro momenty ładują mnie na cały dzień, co przekłada się na zadowolenie i efektywność w pracy.
To chyba dobry moment, aby wspomnieć o stworzonym przez Ciebie seansie „Mindful Brand Management. Jaką wartość niesie seans i kto powinien wziąć w nim udział?
Biznes to wkręcająca gra. Łatwo zapędzić się jak chomik w kołowrotku. Wiem to z autopsji. Bycie mindful w biznesie to dla mnie między innymi umiejętne dobieranie tempa. Jeśli uprawiamy maraton i sprint jednocześnie, wypalenie gwarantowane, a wtedy brak i zadowolenia i wyników. Seans „Mindful Brand Management” to przestrzeń twórczego anty-pędu. To Twój osobisty inkubator pomysłów na rozwój siebie i marki.
Seans jest dla osób, które chcą skrystalizować pomysły na rozwój nowej marki lub chcą wprowadzić zmiany w działającej marce. Seans jest także dla tych, którzy czują, że czas zerwać z zawodową rutyną i poszukują nowych pomysłów na swój rozwój zawodowy. Z uwagi na moją ścieżkę rozwoju, seans także szczególnie przypadnie do gustu tym, którzy interesują się samorozwojem i którzy chcą inspirować się filozofią marek luksusowych w biznesie.
Udział w seansie pomoże Ci odkryć wewnętrznego jednorożca w biznesie (śmiech). Pomoże zerwać z zawodową rutyną, przywraca radość z pracy, a przede wszystkim pomaga wygenerować unikalne pomysły na działanie w biznesie i budowanie unikalnej marki, w zgodzie z sobą. Nie ważne, czy znasz się na marketingu, czy dopiero startujesz w świecie biznesu – „Mindful Brand Management” posługuje się językiem intuicyjnym. Budując scenariusz kursu, czerpałam z moich doświadczeń pracy dla marek luksusowych i lifestylowych. Czerpałam także z mojej prywatnej ścieżki wewnętrznej przemiany. Patrzę na świat holistycznie. Ważnym elementem kursu jest medytacja – która pomaga wznieść się w wysoki stan ducha przed odpowiedzią na kluczowe pytania biznesowe.
Czym jest ten wewnętrzny jednorożec, o którym mówisz?
Wewnętrzny jednorożec to magia, która drzemie w każdym z nas i którą możemy wykorzystać w życiu zawodowym. Jednorożec ma nieskończony potencjał i lubi tworzyć z serca. Napędzają go marzenia. Kiedy nasz wewnętrzny jednorożec się roztańczy, może nam przynieść wiele zysków: zarówno materialnych jak i emocjonalnych. Z kolei w branży finansowej mówi się o jednorożcach czyli o start upach, które w szybkim czasie osiągają dużą wartość. Dla mnie nasz unikalny talent, ekspresja, autentyzm i biznes łączą się w spójną całość.
Głównym elementem jest tutaj docenienie siebie, swojego unikalnego wkładu w otaczający nas świat. Ważne jest także poczucie, że nasz głos jest ważny i pozwolenie sobie na ekspresję tego, co nam w duszy gra. Zachęcam, aby spojrzeć na własny talent niczym na dobro luksusowe. Nasze talenty wymagają pięknej oprawy. Marka jest dla mnie właśnie taką oprawą. Szlifujemy wewnętrzny diament, a potem lśnijmy – prywatnie, artystycznie, czy zawodowo. Każdy z nas może stworzyć markę. Nie zawsze od początku musi ona być nastawiona na cel komercyjny. Można stworzyć markę osobistą, dzieląc się swoją pasją np. poprzez podcast czy ebook. Marka może stać się źródłem zysków emocjonalnych i materialnych. Warto o nią zadbać.
Czy zdradzisz nam, dlaczego wybrałaś formę seansu, a nie np. kursu online? To ciekawe i nowatorskie podejście!
Początkowo zaprojektowałam materiał edukacyjny jako kurs on-line. Szybko zauważyłam, że obecnie wielu moich klientów jest cyfrowo przemęczonych. Dodatkowo część mam-managerów, z którymi pracowałam powiedziały mi, że z pociechami w domu bardzo trudno jest im znaleźć więcej niż 10-15 minut skupienia i samotności wymaganej do koncentracji. Postanowiliśmy wyjść naprzeciw potrzebom. Przeniesienie kursu na wielki ekran tworzy idealne warunki, aby bez rozpraszaczy, bez stresu i presji przez 77 minut widz mógł skupić się na sobie. Do tego dochodzi kwestia atmosfery miejsca. Kino kojarzy się z rozrywką, przygodą, emocjami. Moim marzeniem było, aby edukacja nie kojarzyła się z czymś nudnym, a właśnie z czymś przyjemnym. Ten trend obserwujemy już od pewnego czasu. Nazywa się edutainment (education+entertainment).
Duży wpływ na mój pomysł miało także … SF BCC! Mariusz Turski i Jacek Aleksandrowicz (założyciele SF BCC) jako inwestorzy Kinoteki zaprosili mnie do obejrzenia tego miejsca. W tym samym czasie premierę miał stworzony przeze mnie wirtualny kurs budowania marki. Zwoje się naturalnie połączyły – dlaczego kursu nie przedstawić w wersji kinowej? W dobie osób cyfrowo przemęczonych, perspektywa udziału w kurso-seansie wydaje się być obiecująca, prawda?
A może chciałabyś coś jeszcze dodać?
Bilety można kupić tutaj: bit.ly/kinoteka_MBM
Każdy uczestnik otrzyma ebooka z notatkami i dodatkowymi zadaniami. Zakup biletu na kurs jest jednocześnie wsparciem Kinoteki, która wraz z nowymi właścicielami stara się przywrócić świetność tego kultowego miejsca na mapie Warszawy.
Osoby, które wolą wersję wirtualną zapraszam na stronę www.ambasadainspiracji.com
Zapraszam do kontaktu ze mną na linked-in lub na Instagramie @inzpirea
Zachęcamy również do przeczytania wywiadu Agnieszki dla Vogue Polska:
https://www.vogue.pl/a/aga-smektala-luksus-wchodzi-w-xxi-wiek

Kilka słów wstępu o ekspercie:
Artur Lewandowski – Owner Middle Side Knowledge Manager AIP, konsultant biznesowy. Aktywny przedsiębiorca, prowadzi dwie firmy w branży muzycznej, posiada duże doświadczenie w szkoleniach dla biznesu. Dodatkowo z pasji dzielenia się wiedzą doradza startupom AIP. Człowiek tysiąca talentów: nagrywa muzykę, pisze książki, podróżuje i zawsze chce wiedzieć więcej. Rozmowę z nim miał przyjemność poprowadzić Łukasz Maciejak, Menedżer Pionu Fundraisingu Studenckiego Forum Business Centre Club.
Łukasz: Dzień dobry Arturze! Bardzo się cieszę, że zgodziłeś się ze mną porozmawiać i podzielić się swoją wiedzą. Może zacznijmy od początku. Opowiedz, proszę o swojej pierwszej działalności gospodarczej.
Artur: Pierwszą działalność założyłem w 2008 roku, czyli miałem 22 lata. Interesowałem się wtedy wieloma obszarami, ale żeby było śmieszniej tym akurat nie. Zostałem handlowcem w doradztwie finansowym. I tam, muszę przyznać, zrobiłem tak naprawdę karierę w ekstremalnym czasie. Zacząłem bardzo szybko być managerem, prowadzić swój zespół sprzedażowy i wspólnie otwieraliśmy biuro w Warszawie. To było takie moje pierwsze doświadczenie z większym biznesem.
Łukasz: A gdybyśmy się cofnęli do tego momentu, kiedy miałeś 20 lat? Czy myślałeś wtedy, że chcesz się specjalizować w konkretnej dziedzinie, czy może będziesz chciał postawić na interdyscyplinarność?
Artur: Moja historia to nie jest typowe success story. Zakrętów na mojej drodze było wiele. Gdybyśmy się mieli poznać, kiedy miałem 20 lat to pewnie poznalibyśmy się na jakiejś imprezie. W tym czasie byłem mocniej zaangażowany w artystyczną działalność i po prostu chciałem być artystą. To był mój pomysł na życie. Miałem jednak wtedy też w sobie dużo ambicji, aspiracji, i starałem się rozwijać szeroko, interdyscyplinarnie. Czytałem dużo o biznesie i marketingu, i o filozofii, psychologii, i wiele więcej. Wychodzę z założenia, że ten początkowy okres dorosłego życia jest świetny na to, aby próbować miliona rzeczy. Ludzie bardzo wcześnie chcą decydować, że zostaną lekarzami, prawnikami czy przedsiębiorcami, ale zanim tak naprawdę będziemy w stanie podjąć świadomą decyzję to upłynie wiele lat. Można powiedzieć, że ja swoją drogę znalazłem trochę metodą kałasznikowa, to znaczy strzelałem wszędzie, próbowałem wszystkiego i sprawdzałem w co trafię. Jedne rzeczy mi się podobały bardziej, inne mniej. Sukcesywnie odcinałem te rzeczy, które mi się nie podobały, a rozwijałem te które mi odpowiadały.
Łukasz: Arturze, gdybyśmy zatem chcieli odpowiedzieć na pytanie – specjalizacja, czy interdyscyplinarność? Co jest kluczem do sukcesu? Co się bardziej opłaca w biznesie?
Artur: To zależy. Jeżeli ktoś chce być przedsiębiorcą to bardzo często sprawdza się interdyscyplinarność. To ważne, żeby posiadać wiedzę z wielu różnych dziedzin niezbędnych do prowadzenia biznesu. Jednocześnie warto zaznaczyć, że taki człowiek będzie jednak wiedział mniej niż specjalista. Oczywiście wiele też zależy od tego, jaki prowadzisz biznes. Specjalizacje sprawiają, że mocniej zagłębiamy się w jeden konkretny temat. Znając się na nim lepiej możemy oferować dużo lepsze rozwiązania. Wszystko tak naprawdę zależy od strategii, którą się kierujemy.
Łukasz: Czy jest coś co może pomóc komuś się dookreślić, w którym kierunku iść, specjalizacji i interdyscyplinarności?
Artur: Mam tak naprawdę jedną jedyną wskazówkę: zacząłbym od interdyscyplinarności. Lepiej jest szukać swojej drogi na wielu polach. Jeżeli coś Cię zajara tak bardzo, że pozostałe rzeczy wydadzą się nieciekawe, to olej wszystkie pozostałe. Jeśli wybierzesz na początku specjalizację i ona będzie OK, ale bez fajerwerków, to musisz brać pod uwagę, że zostaniesz z tym, ale być może nie będzie takiej radochy z tego
Łukasz: Wiele decyzji za Tobą, wiele przed Tobą. Jakimi wartościami kierujesz się podejmując działania?
Artur : Bardzo zwracam uwagę na kilka punktów. Po pierwsze: ekonomia, czy mi się to opłaca. Opłacalność może być różna- finansowa, wizerunkowa, rozwojowa. Przez większość życia unikałem prac, w których płacili mi za godzinę, bo wymienianie czasu na pieniądze nigdy mnie nie interesowało. Chciałem się dowiedzieć czegoś więcej. Byłem w stanie pracować za darmo lub za niewielkie pieniądze, aby się móc uczyć. Po drugie- etyka. Staram się pracować w taki sposób, żeby działania, które podejmuję nigdy nie zrobiły nikomu krzywdy. Nie wyobrażam sobie robić biznes, który jest wyzyskujący dla kogoś. A trzecia jest kreatywność. Nie lubię robić nudnych rzeczy. Lubię czuć wyzwanie i mierzyć się z tym, że muszę zrobić coś, co nie do końca wiem jak zrobić.
Łukasz: To bardzo cenne uwagi. Na co dzień pracujesz jako Knowledge Manager AIP. Jak wykorzystujesz swoją wiedzę i doświadczenie w tej roli?
Artur : AIP jest, uważam, super tworem, nie tylko jako fundacja, ale jako taki byt na rynku, który umożliwia ludziom testowanie przeróżnych pomysłów na biznes. Znam wielu biznesmenów, a w AIP spotykam pre biznesmenów, ludzi aspirujących do roli biznesmenów, uczących się podstaw biznesu. Dla mnie zderzenie się z tymi ludźmi, którzy mają fenomenalne pomysły, niesamowitą kreatywność, którzy chcą coś zrobić, znaleźć swój obszar rynku jest bardzo cenne. Bardzo szerokie doświadczenie pomaga przede wszystkim dopasować się do ich pomysłów i przełożyć je na język biznesowy, koszty, przychody, strategie, uprocesowić i zrobić z niego biznes.
Łukasz: Co radzisz takim pre biznesmenom? Jakiej rady byś udzielił ludziom, którzy chcą wystartować dopiero ze swoim biznesem, a nie mają jeszcze doświadczenia, punktu zaczepienia?
Artur: Najważniejsze, taki człowiek musi poznać podstawowe słowa, czyli przychód, koszty, dochód, marża. Niezależnie od tego jaki biznes chcesz otworzyć najpierw postaraj się zrozumieć ten mechanizm funkcjonowania. Czym jest przychód, czym są koszty, jakie koszty musisz ponieść, jaka jest marża Twoja, którą zarabiasz i dochód jaki możesz osiągnąć. Potem małymi krokami dalej- czym jest rynek tak ogólnie, jak on działa, kto już na nim jest, kto sprzedaje. Jeśli masz innowacyjny pomysł, którego jeszcze nie ma na świecie to warto się zastanowić dlaczego go nie ma, czy jesteś tak genialny i wyprzedziłeś wszystkich czy może ktoś już na to wpadł, ale było zwyczajnie nieopłacalne. Warto poszukać takich informacji w sieci. Świat się zmienia i to trzeba brać pod uwagę, Ty się też zmieniasz. Jest taka anegdota, że Albert Einstein, rozdając swoim studentom egzaminy, kiedy ktoś zwrócił mu uwagę, że to pytania z zeszłego roku, miał odpowiedzieć- Tak, ale odpowiedzi są inne. I trochę tak faktycznie jest. To że 3 lata temu próbowałeś zrobić jakiś biznes i on nie wypalił to nie ma żadnego znaczenia. Możliwe, że dzisiaj zadziała bo Ty jesteś inny lub dlatego, że rynek jest inny. A jeśli chodzi o wbijanie się na rynek to bardzo polecam książkę polskiego biznesmena, Marka Zamysłowskiego Ścigając czarne jednorożce. To zapiski gościa, który zbudował coś fajnego jednocześnie w ekstremalnie trudnych warunkach i zderzając się z totalnie inną kulturą niż ta którą znał.
Łukasz: Na pewno się z nią zapoznam. Arturze, z czym chciałbyś skończyć naszą dzisiejszą rozmowę? Co chciałbyś przekazać wszystkim czytającym ten wywiad?
Artur: Tak naprawdę jedno: olejcie to co mówią ludzie, włącznie ze mną. Nie ma sensu brać rad od innych ludzi, oni nigdy nie będą żyli Waszym życiem. Mogę Wam powiedzieć co robić, czym się kierować, ale to Wy wstaniecie jutro i będziecie z tym żyć, ze swoimi decyzjami i z krokami, które podejmiecie. Odpowiedzialność. Ty sam decydujesz. Słuchaj siebie. Szukaj swojej drogi.
Łukasz: To prawda. Pod koniec dnia, kiedy cichnie hałas i rozmowy zostaniemy sami ze sobą. Dziękuję Ci Arturze za tę bardzo inspirującą rozmowę.
Martyna Wołosewicz — osoba pełna pasji i optymistycznego nastawienia. Aktywnie działała w Studenckim Forum Business Centre Club jako Koordynator Działu HR oraz projektu „Przedsiębiorcza Kobieta”. Ukończyła studia na kierunku ekonomiczno-prawnym, ale swoje życie związała z organizacją eventów i marketingiem. Aktualnie pracuje przy tworzeniu największego festiwalu tanecznego w Europie!
Wywiad z Martyną to historia o tym, co można zyskać dzięki uczestnictwu w szeregach Fundacji oraz dlaczego warto dać z siebie coś więcej, podejmując się nowych wyzwań.
Gdzie studiowałaś oraz na jakim kierunku? Dlaczego wybrałaś właśnie tę drogę?
Studiowałam przez 5 lat na Wydziale Ekonomii i Finansów Uniwersytetu w Białymstoku na kierunku ekonomiczno-prawnym. Ścieżka prowadząca mnie do tego profilu była skomplikowana. Liceum rozpoczęłam w klasie z rozszerzoną chemią i biologią. Na drugim roku zrezygnowałam z tej drogi, na rzecz większej ilości fakultetów z wiedzy o społeczeństwie i języka angielskiego. W międzyczasie tata podpowiadał mi, żebym próbowała swoich sił w ekonomii. Takim sposobem wylądowałam na kierunku ekonomiczno-prawnym, który łączył poniekąd moje ambicje. Lubię swoje studia nazywać „studiami pół na pół”, bo mimo że nie przygotowują studentów do konkretnego zawodu prawnika czy ekonomisty, dotykają obu dziedzin, dając tym samym porządną bazę wiedzy, która przydaje się w życiu.
Skąd dowiedziałaś się o SF BCC?
Na drugim roku licencjatu koleżanka z mojej grupy na studiach była zaangażowana w działalność SF BCC. Gdy nadszedł czas naboru nowych członków organizacji, zaczęła mnie zachęcać do spróbowania swoich sił. To dzięki niej poszłam na rekrutację – zafundowała mi niezłą przygodę, za którą jestem bardzo wdzięczna! Mówiła o ambitnych ludziach, ciekawych projektach, super atmosferze. Najpierw byłam sceptycznie nastawiona, miałam opory przed nieznanym, ale po czasie postanowiłam spróbować – „bo czemu nie?”.
Jak wyglądała rekrutacja, w której brałaś udział?
Na początku zostaliśmy zaproszeni na rozmowy rekrutacyjne. Po pozytywnym wyniku pierwszego etapu przyszedł czas na Assessment Center. W mojej grupie było 8 osób, a dookoła nas siedzieli członkowie organizacji, którzy oceniali naszą pracę. Podczas AC robiliśmy praktyczne zadania, sprawdzające nasze umiejętności np. z negocjacji, pracy w grupie, kreatywności. Kilka dni później dostałam telefon, z wiadomością o przyjęciu do organizacji.
Pamiętasz, jakie emocje Ci towarzyszyły?
Stres, mega stres i jak zawsze pozytywne nastawienie!
Jakie rady dałabyś przyszłym studentom, którzy niebawem wezmą udział w rekrutacji?
Przede wszystkim, żeby uwierzyli w siebie i swoje możliwości. Nie powinni obawiać się, że nie dadzą rady. Niech śmiało próbują swoich sił. Nie dowiedzą się, dopóki nie spróbują.
Trzeba również pamiętać, że oprócz nauki i samorozwoju, to też forma przygody studenckiej paczki, która trzyma się ze sobą razem przez długi czas. Podczas rekrutacji nie sprawdza się tylko wiedzy, to nie tylko kwestia nauki i ciekawości biznesowej. Rekrutujący szukają prawdziwych ludzi, trzeba być po prostu sobą.
Jak wyglądała twoja przygoda w SF – w jakich działach, projektach brałaś udział?
Moja przygoda z SF trwała dwa lata. W pierwszym roku byłam członkiem działu HR. Poza tym pracowałam przy trzech projektach: Przedsiębiorcza Kobieta, Festiwal Boss i Biznes Junior. W drugim roku działalności zostałam Koordynatorem Działu HR oraz Koordynatorem Przedsiębiorczej Kobiety w Regionie Białystok.
Miałaś kiedyś uczucie, że otrzymane zadania Cię przerastają, jeśli tak – jak sobie z tym radziłaś?
W pierwszym roku mojej działalności w SF, przy projekcie BOSS, mimo że było dwóch koordynatorów projektu, to starałam się brać na siebie jak najwięcej zadań. Chciałam ambitnie działać, podejmować się nowych wyzwań. Skakałam trochę na głęboką wodę. Codziennie mierzyłam się z jakimiś małymi niespodziankami, ale zawsze mogłam liczyć na wsparcie i pomoc mojej grupy projektowej. Za każdym razem znajdowaliśmy rozwiązanie – nawet kiedy prelegent zrezygnował z przyjazdu dwa dni przed wydarzeniem, udawało nam się wyjść z problemu wspólnie.
Więc można powiedzieć, że zdobyłaś umiejętność wychodzenia z każdej sytuacji?
Mam taką nadzieję! 🙂 Na pewno na etapie bycia koordynatorem projektu, to już jest trudniejsze zadanie, bo gdy ktoś czegoś nie wykona, to ty musisz załatać dziurę i się tym zająć. Bardzo często są takie sytuacje. Dlatego ważny jest godny zaufania i zgrany zespół.
Miałaś ambicje, żeby iść do Ogólnopolskiego SF BCC? Czy wystarczały Ci zadania regionalne?
Po pierwszym roku rozwinęłam wiele swoich umiejętności. W drugim roku działalności zostałam Koordynatorem HR i PK. To mi wystarczyło. Gdybym została na trzeci rok, to prawdopodobnie chciałabym spróbować swoich sił, rozwijając skrzydła w Ogólnopolskim SF BCC. Jednak czułam, że już wiele wyniosłam, będąc w Regionalnym SF. Przez te 2 lata zyskałam tyle, ile chciałam. W pełni spełniona mogłam zakończyć tę przygodę. Nie umiem być długo w jednym miejscu. Po prostu szukałam czegoś nowego, innego.
Wielu studentów rezygnuje z działalności w sferze dodatkowej, jak Ty radziłaś sobie z łączeniem działalności w SF ze studiami?
Według mnie studia a studiowanie to dwie różne sprawy. Studia są w moim odczuciu tylko książkowe: idziesz na zajęcia, coś tam słuchasz, robisz notatki, wracasz do domu, jeśli jest kolokwium, to stosujesz metodę „zakuć, zdać, zapomnieć” i w ten sposób mija ci 3 czy 5 lat.
Uważam, że warto dać z siebie coś więcej. Przykładowo można wstąpić do jakiejś organizacji: jeśli się nie spodoba – zrezygnować, jeśli będzie dobrze – przeżyć niesamowitą przygodę. Trzeba próbować swoich sił i absolutnie nie bać się porażek. Pamiętajmy, że to dopiero początek naszej drogi i mamy prawo do błędów. Popełniając je, rozwijamy się. Poza tym lepiej jest je popełniać w trakcie studiów, gdzie konsekwencje w organizacji nie będą tak odczuwalne, jak w prawdziwej firmie. W tego typu organizacjach jak SF uczysz się pracy z ludźmi, z pieniędzmi. To są procentujące umiejętności.
Poza tym to nie jest tak, że organizacja to ciągła praca. Ludzie, których poznajemy, są naszymi znajomymi. Wspólnie pracujemy, ale także bawimy się. Czerpiemy od siebie nawzajem energię, uczymy się, kłócimy się, przeżywamy razem wzloty i upadki, cieszymy się z naszego „dziecka”, jakim jest projekt.
Dla mnie łączenie studiów z organizacją było przyjemnością. Wspominam ten czas jako moje studenckie osiągnięcie i cieszę się, że byłam członkiem SF BCC. Oprócz doświadczenia zyskałam świetne wspomnienia. Trafiłam na niesamowitych ludzi – z niektórymi mam kontakt do dziś.
Czego nauczyła Cię działalność w SF z perspektywy absolwenta?
Z punktu widzenia koordynatora nauczyłam się przede wszystkim: zarządzania ludźmi, czasem, zwiększyłam swoją pewność siebie oraz zyskałam doświadczenie.
Zarządzanie ludźmi to bardzo trudne zadanie, z którym każdemu z nas przyjdzie się mierzyć. Uczymy się tego całe życie. Cieszę się, że dzięki pracy przy projektach, oswoiłam się z tym zadaniem już na etapie studiów.
Kolejną rzeczą jest zarządzanie czasem. Z natury jestem bardzo roztrzepana i nie umiem się na niczym skupić, więc robienie planu działania i dotrzymywanie terminów, to była praca nad samym sobą.
Przygoda w SF nauczyła mnie również pewności siebie, szczególnie w kontekście wystąpień publicznych, które od zawsze były dla mnie stresujące. Ludzie dziwili się, bo przez 16 lat występowałam jako tancerka przed tysiącami osób, ale ja czułam różnicę pomiędzy tańcem a odezwaniem się do szerszej publiki. Pamiętam, jak podczas wydarzenia Przedsiębiorczej Kobiety w Auli Branickiego musiałam przemówić przed setkami dorosłych ludzi, którzy zapłacili za bilety i chcieli usłyszeć coś fajnego. Sama wizja powodowała, że blokował mi się głos. Wtedy wpadłam wraz z koleżanką na pomysł, żeby przygotować próbny tekst. Ćwiczyłyśmy go wiele razy, ale mimo to podczas wydarzenia spontanicznie zmieniałyśmy kwestie w scenariuszu. To doświadczenie dało mi naukę, jak dać sobie radę ze stresem, wystąpieniami publicznymi, jak mówić przed ludźmi nie popełniając istotnych błędów. Wspólnie dałyśmy radę!
Podczas ubiegania się o pracę, wspomniałaś w swoim CV o tym, że byłaś zrzeszona w szeregach fundacji? Jeśli tak – czy spotkałaś się z jakąś reakcją osób rekrutujących?
Za każdym razem wpisywałam swoje SF-owe doświadczenie do CV. Dzięki niemu, idąc na rozmowę rekrutacyjną, czułam się pewniej. Wiedziałam, że to atut, który chociaż trochę wyróżnia mnie wśród pozostałych studentów ubiegających się o stanowisko. Rekrutujący zawsze dopytywali o moją działalność. Czułam, że to dla nich duży plus. Sama też cieszyłam się, że o to pytali. Chętnie opowiadałam im o zadaniach, które wykonywałam i o stanowiskach, które obejmowałam. Zawsze wspominałam też o liczbach: na jaką skalę było wydarzenie, iloma osobami koordynowałam, jakim budżetem zarządzaliśmy.
Uważam, że taki wpis w CV czy na LinkedIn jest bardzo wartościowy. Doświadczenie w organizacji świadczy o naszej chęci rozwoju, determinacji, odpowiedzialności — co jest doceniane przez potencjalnych pracodawców.
Jak potoczyła się twoja kariera? Czym się zajmujesz?
Aktualnie zajmuję się tym, na czym głównie opiera się SF, czyli organizuję eventy. Na początku zajmowałam się marketingiem, social mediami. Lubiłam to. Jednak, w moim odczuciu, tworzenie imprez jest bardziej atrakcyjne i motywujące, dostarcza więcej emocji.
Moja ścieżka kariery zaczęła się w 2016 roku, na drugim roku studiów. Koleżanka z SF zaproponowała mi pracę przy konferencji dla lekarzy w Warszawie. Po zakończonym wydarzeniu osoba odpowiedzialna za marketing konferencji poleciła mnie organizatorom Fair Play Dance Camp, którzy tworzą największy festiwal taneczny w Europie.
Przy organizacji tego eventu pracowałam kolejne trzy miesiące. Potem zaczęłam trzeci rok studiów, na którym skupiłam się na pisaniu pracy magisterskiej. Po tym czasie rozpoczęłam swoją przygodę w agencji marketingowej, gdzie pracowałam półtora roku. Zajmowałam się edycją stron internetowych, social mediów, kontaktem z klientami. Jednak to wszystko było powiązane tylko z marketingiem. Nie wytrzymywałam siedzenia przy biurku od 8:00 do 16:00. Miałam za dużo energii i pomysłów, więc zrezygnowałam z tej posady. Wtedy stało się coś niespodziewanego. Półtora miesiąca po odejściu z firmy marketingowej, dostałam propozycję stałej pracy dla Fair Play Dance Camp jako manager projektu. Aktualnie, po godzinach pracy przy eventach, zajmuje się również prowadzeniem kilku stron w social mediach, ale jest to tylko poboczne zajęcie.
Czyli Twoim głównym zajęciem jest organizacja Fair Play Dance Camp. Może chcesz powiedzieć kilka słów o pracy przy tak dużym projekcie?
Jasne, z przyjemnością!
Fair Play Dance Camp to międzynarodowy event taneczny, w którym bierze udział ok. 1500 osób z całego świata. Na terenie kampusu AWF w Krakowie tworzymy miasteczko ze scenami, na których gościmy znakomitych tancerzy oraz choreografów. Choreografowie prowadzący warsztaty to często tancerze światowych gwiazd, np. Justina Biebera, J Lo, Beyonce, Justina Timberlake’a itp. Przez 10 dni odbywają się warsztaty, a każdego wieczora prowadzone są imprezy tematyczne. Zajmujemy się całą organizacją – włącznie z zapewnieniem noclegu oraz wyżywienia.
Przy tworzeniu całego projektu bierze udział około stu osób, ale w głównym zespole organizacyjnym jest nas pięcioro. Na co dzień pracujemy w formie zdalnej, ponieważ mieszkamy w różnych częściach Polski, jednak stale widzimy się na Skype, a raz na jakiś czas spotykamy się na żywo. Podczas festiwalu jesteśmy na miejscu i wspólnie dbamy o to, aby wszystko przebiegało pomyślnie. Oczywiście wtedy jest najwięcej pracy – śpimy bardzo krótko, pracujemy bardzo ciężko. Jednak satysfakcja, którą czujemy po udanym evencie, wszystko wynagradza. Uwielbiam swoją pracę, mimo że nie jest to łatwa branża – mamy wzloty i upadki, a te drugie mają miejsce najczęściej w najbardziej niespodziewanych momentach, najczęściej w nocy albo w ostatnim momencie przed realizacją.
Klucz do sukcesu to zgrany team! Razem radzimy sobie ze wszystkim 🙂
Jesteś zadowolona ze swojego „najlepszego okresu życia” – mam tutaj na myśli studia? Sądzisz, że wykorzystałaś ten czas najlepiej, jak mogłaś?
Dzięki uczestnictwu w SF BCC uważam, że świetnie wykorzystałam ten czas. Od momentu, w którym dołączyłam do zespołu, poczułam, że jestem na dobrej drodze. Samo studiowanie kierunku ekonomiczno-prawnego nie przygotowałoby mnie do zawodu. To połączenie zdobytej wiedzy wraz z SF-owym doświadczeniem pozwoliło mi zrozumieć, czego nie lubię robić, a czym chcę zająć się w przyszłości. Teraz jestem w punkcie, w którym nie żałuję niczego i nie zmieniłabym swojej pracy ani branży.
Co byś powiedziała studentom albo osobom wybierającym się niebawem na studia – z perspektywy osoby, która ma to już za sobą i prowadzi dorosłe życie?
Zachęcam ich, żeby próbowali wszystkiego. Niech idą do pracy, wstępują do organizacji. Nie powinni opierać życia studenckiego na zajęciach i imprezach. To nie o to chodzi. Trzeba jak najwięcej próbować, intensywnie szukać swojej ścieżki. Tak jak mówiłam – dopiero zrobienie czegoś więcej, pokazało mi, co chcę robić w przyszłości, a czego nie chcę. Studia powinny być drogą prób, eksperymentów, błędów i sukcesów.
Masz może motto, którym się kierujesz?
Gdy boję się czegoś zrobić, czuję się w czymś niepewnie, zawsze powtarzam sobie: „Dopóki nie spróbujesz, to się nie dowiesz, co z tego będzie”. W życiu przekonałam się, że warto ryzykować, próbować nowych rzeczy. Staram się myśleć pozytywnie, powtarzać sobie „dasz radę” i to działa!
Kończąc, bardzo ważne pytanie, jaka integracja utkwiła Ci najbardziej w pamięci i co się na niej działo?
Haha. Nie wchodząc w szczegóły – najlepsze imprezy były w Trześciance. Tego nie da się opisać. Piękne wspomnienia, wspaniali ludzie i świetna zabawa.
Wywiad przeprowadzili:
Magdalena Andrearczyk
Szymon Bieluczyk
Dominika Bańkowska – uwielbia tworzyć nowe rzeczy, upiększać stare, a wykorzystuje do tego to co tylko przyjdzie jej do głowy, dlatego właśnie stworzyła – pędzlem po koszulce, czyli miejsce gdzie realizuje pomysły klientów, jak również personalizuje wzory, a ostatnio również szyje.
Co skłoniło Cię do założenia własnego biznesu oraz jak wyglądały Twoje początki?
Na pewno przyjaciele skłonili mnie do tego, abym zaczęła coś z tym robić, ponieważ wcześniej robiłam projekty jedynie dla znajomych i rodziny. Długo mnie przekonywali i w końcu namówili mnie i założyłam konto na instagramie. Koleżanka z podstawówki zobaczyła, że zaczęłam coś robić i wytłumaczyła mi trochę takie rzeczy jak statystyki. Po dwóch miesiącach znalazł mnie Maciej Niemyjski i zaczęliśmy współpracę. Później poznawał mnie z innymi osobami i zaczęło się to wszystko rozkręcać.
Skąd czerpiesz inspiracje na nowe projekty?
Często przeglądam pinterest’a i coś mi wpadnie w oko, ale zazwyczaj to klienci przychodzą z indywidualnym projektem. Zdarza się też tak, że przychodzą klienci bez pomysłu na projekt i wtedy dopytuję co dana osoba lubi, czym się interesuje, jaka jest i wtedy razem coś wspólnie tworzymy.

Jakie nowe doświadczenia zyskałaś dzięki swojej pracy?
Na pewno nauczyłam się indywidualnego podejścia do klienta. Poznałam dzięki swojej pracy dużo osób i zobaczyłam, że sporo ludzi robi to co ja, a wcześniej nie byłam tego świadoma. Mam teraz znajomych w różnych zakątkach Polski i to właśnie dzięki mojej pracy.
Czy Twój tryb życia zmienił się po tym jak założyłaś swój biznes?
Jestem nocnym markiem, więc zazwyczaj pracę zaczynam o północy i później śpię do 11. Wcześniej robiłam koszulki tylko sobie, rodzinie i znajomym i miałam tego całą szafę, a teraz w sumie robię podobną ilość, ale już dla innych i na tym zarabiam.
Co sprawia Ci największą radość w Twojej pracy?
Największą radość sprawia mi pozytywna opinia na temat mojego projektu od klientów, kiedy dostają daną rzecz i piszą, że im się bardzo podoba lub wstawiają w danej rzeczy zdjęcie.
Z jakiego projektu jesteś najbardziej dumna?
Z mojego ostatniego projektu. Jest to worko-plecak smok i było to indywidulne zamówienie i siedziałam nad nim dwa dni. Był to największy projekt jaki zrobiłam i jestem dumna, że mi wyszedł.

Jaka współpraca lub sytuacja związana z Twoją pracą zapadła Ci najbardziej w pamięci?
Miałam raz taką sytuację, kiedy komputer nie chciał mi się włączyć, a miałam na nim wszystkie projekty. Niestety nie zgrywałam tego za często na dysk i dużo rzeczy mi przepadło. A był to okres zamówień prezentów na dzień dziecka i dzień ojca, więc miałam sporo zamówień. Jednak ta sytuacja pokazała mi jak wspaniałych mam klientów, ponieważ byli bardzo wyrozumiali i podsyłali mi np. projekty, które zdążyłam wysłać wcześniej, abym mogła odtworzyć coś. Najgorszy okres to styczeń kiedy jest sesja, a są już zamówienia na dzień dziadka i babci, a później czerwiec, kiedy jest dzień dziecka i dzień ojca. Wtedy maluję dzień i noc i nadal brakuje czasu, a trzeba też się jeszcze trochę przygotować na egzaminy na uczelni.
Jaki projekt cieszył się największym zainteresowaniem?
Do tej pory to na pewno projekt “ciocia tu była” z buziaczkami. Przynajmniej kilka razy w miesiącu mam zamówienie na ten projekt. Od wakacji zaczęłam też szyć i dużym zainteresowaniem cieszy się króliczek oraz lisek worko-plecak.

Jak dowiedziałaś się o SF BCC?
O organizacji dowiedziałam się od Maćka, który był w Waszej organizacji oraz od znajomej, która uczestniczyła w wydarzeniach przez Was organizowanych. W mojej rodzinie jest sporo osób, które interesują się Waszą organizacją, a szczególnie wydarzeniami, które organizujecie i są to nawet osoby po 40stce.
Jak wspominasz współpracę z Przedsiębiorcza Kobieta Białystok?
To była jedna z lepszych współprac jakie miałam. Do tej pory ludzie do mnie piszą i mówią, że są z polecenia Przedsiębiorczej Kobiety, albo że dowiedzieli się o mnie właśnie dzięki wydarzeniu PK. Nawet miesiąc temu miałam osobę, która odezwała się dzięki Przedsiębiorcza Kobieta, więc liczę na kolejna współpracę z PK.
Czy masz jakiś cel/marzenie związane z Twoją pracą?
Na tą chwilę jest dobrze jak jest, ponieważ jeszcze studiuję – bezpieczeństwo narodowe. Mam nadzieję, że po studiach jakoś fajnie się to wszystko rozkręci i będę mogła otworzyć np. swój sklep stacjonarny. Narazie myślałam o Białymstoku, ale pod uwagę również biorę Warszawę.
Czy myślałaś, aby z czasem zacząć również zatrudniać ludzi?
Narazie nie, ale widzę, że moja siostra zaczyna się interesować szyciem i malowaniem. Na święta dostała maszynę, więc w przyszłości możliwe, że będziemy robić to razem.

Czy uważasz, że łatwiej w tym momencie jest wybić się na instagramie niż założyć własną stronę internetową?
Jak masz środki finansowe to myślę, że strona internetowa. Ale jak ja zaczynałam od zera to instagram był najlepszym miejscem by zacząć i zdobyć klientów. Są osoby, które wolą kupić daną rzecz przez stronę internetową. Jednak większość pisze na facebook’u lub instagramie, ponieważ tam możemy popisać i stworzyć idealny projekt.
Czy pamiętasz swój pierwszy projekt, który ktoś zamówił?
Był to chłopak, który napisał do mnie na fanpage’u i poprosił o koszulkę na koncert. Byłam podekscytowana, ponieważ był to mój pierwszy klient. Miała być to szara koszulka i zaczęłam mu wysyłać różne odcienie szarości. On odpisał, że nie spodziewał się, że aż tak w to się zaangażuje.

(od prawej: Magdalena Łojko, Magdalena Jaroma i Dominika Bańkowska).
Wywiad przeprowadziły: Magdalena Łojko i Magdalena Jaroma.
Patryk Gniedziejko – spełniający się na wielu płaszczyznach mgr. inż. architektury krajobrazu. Aktualnie swoje działania skupił na trzech dziedzinach: architekturze krajobrazu, teatrze oraz sztuce, ale spełnia się również w innych dziedzinach 🙂 Zajmuje się także twórczymi działaniami na rzecz promocji polskiej kultury, sztuki i biznesu w Polsce. Reszty nie zdradzamy – sami zobaczcie dokąd prowadzi „zakręcona” droga Patryka.
Magdalena Jasiuk, Arleta Dąbrowska: W swoim obecnym życiu zawodowym łączysz wiele dziedzin? Jak Ci się to udaje?
Patryk Gniedziejko: Jeżeli chodzi o łączenie wielu rzeczy – tak jak w moim przypadku – nazywam to jednocześnie darem i przekleństwem. Mówi się czasami, że jeśli robi się wszystko, to nie robi się nic. Z drugiej strony multi-talent przydaje się w wielu kwestiach dotyczących zarówno życia prywatnego jak i biznesu. Dużo czasu wypracowywałem taki model działania interdyscyplinarnego, w którym łączę wszystkie umiejętności nabyte przez lata, począwszy od animacji przez konferansjerkę, aktorstwo, taniec, kolejno projektowanie grafiki i architekturę krajobrazu. Większość działa się jednocześnie i miałem zagwostkę – nie mogłem zdecydować się na jedną sferę, bo odnajdywałem się… we wszystkim:). Pomimo niezliczonych pokładów energii jedynym problemem był niedostatek czasu by to wszystko robić! Dochodziły jeszcze dodatkowe zajęcia i teraz wiem, że brak czasu jest pojęciem względnym. Jeżeli się chce to tak naprawdę można go wygospodarować.
Uświadomiłem sobie paradoks, że im więcej masz rzeczy na głowie, tym więcej masz czasu. Tak było w przeciągu ostatnich kilku lat. Obecnie skupiłem się na 3 sektorach: architekturze krajobrazu, teatrze i sztuce, a te trzy dziedziny zazębiają się, bo w każdej z nich robię rzeczy twórcze, co mnie bardzo napędza i karmi. Miałem też styczność z działaniami odtwórczymi, powtarzalnymi i było to męczące, krótko mówiąc – nie moje. Z kolei z działaniami twórczymi jest tak, że mogą się udać albo nie i wiele razy nie udało mi się czegoś zrobić tak, jak bym chciał. Moim zdaniem kluczowym jest to, aby się nie poddawać. Każdy ma słabszy czas i wtedy warto sobie powiedzieć, że to jest chwilowe, że jest się dobrym w tym, co się robi, a obecny czas należy świadomie zrozumieć i zaakceptować. Niedługo się z niego wyjdzie i wejdzie w dobry tryb. Zawsze sobie tak mówię, no i jadę dalej!
M.J., A.D.: Czy masz rady dla osób, które podobnie cieszą się wieloma dziedzinami a trudno jest im zdecydować czym konkretnie się zająć? Jak to zrobić by na wszystko starczało energii i czasu?
P.G.: Jeśli chodzi o czas, to na wszystko mi nie starcza czasu, obecnie podczas kwarantanny uczę się montować filmy i tworzyć muzykę. W każdym razie na wszystko się nie ma czasu. Pojęcie “wszystko” jest tutaj bardzo względne. Należy na pewno swoje zajęcia usystematyzować – w moim przypadku wykonuję to metodą prób i błędów. Teraz planuję sobie działania godzinowo i oczywiście czasem coś wypada, jednak bardzo mi to pomaga, by zrobić te rzeczy, które zrobić CHCĘ.
Odnośnie energii zauważyłem zależność, że im więcej czasu spędzam przed komputerem, np. robię projekty, to tym bardziej jestem zmęczony, zaś im więcej jeżdżę, prowadzę imprez, jestem wśród ludzi, tym to zmęczenie jest mniejsze. I nie chodzi o zmęczenie fizyczne, raczej o pewien program w głowie i naturalne “zasiedzenie”, które w kompilacji obniżają naszą produktywność. Abstrahując trochę od tematu – zauważyłem też, że jeżeli mamy do czynienia z ludźmi, którzy osłabiają nam energię to i my porównywalnie tę energię oddajemy – równie słabą. Dlatego najlepiej przebywać w gronie osób pozytywnych, które nie zabiorą energii i czasu, tylko dodadzą skrzydeł – to świadome osoby.
Wiem, że są osoby “mniej pozytywne” z równie mniej pozytywnymi emocjami i nad takim oddziaływaniem emocji możemy zapanować, pojawia się wtedy hasło “inteligencja emocjonalna” – warto się tym zainteresować! Jeżeli współpracuję z nadąsaną osobą to mam świadomość, że jej humor jest jej aktualnym stanem, zaś moim zadaniem jest dać całą swoją energię na realizację moich zadań i nie przejmować się gorszym nastrojem mojego współpracownika czy klienta. A mam do czynienia z różnymi ludźmi np. na masowych imprezach, które prowadziłem pojawiał się szeroko pojęty hejt, bluzgi, “dąsanie” i teraz mam świadomość, że było to tak zewnętrzne, że nie warto tego do siebie przyjmować, bo wtedy energia osiada. Dopiero niedawno nauczyłem się oddzielać energię czyjąś od swojej i to daje mi poczucie wolności.
Kiedyś bałem się, że organizatorzy imprez, na których byłem konferansjerem są wymagający, ale jednocześnie chyba dobrze się sprawdzałem wrzucony na głęboką wodę. Z czasem postanowiłem, że niezależnie czy organizator jest “dobry czy zły”, wymagający czy niewymagający, ja i tak będę robił wszystko na 100 %. To są bardzo dobre lekcje żeby nauczyć się kontaktu i współpracy z klientem, a także wychodzenia z trudnych sytuacji. Każdy taki zły dzień należy obrócić na druga stronę, np. jeśli nie dopisywała mi publiczność to obracam kota ogonem i mówię sobie, że to była dobra lekcja żeby zmienić podejście do odbiorców. Dzięki temu z biegiem czasu nauczyłem się żeby traktować porażki jak lekcje, a nie jak “życiowe dramy”. Jeszcze rok temu musiałem zakończyć wszystko czego dokonałem i obrócić swoje życie o 180 stopni wraz z przeprowadzką do innego miasta.
Początkowe myśli były skierowane w stronę porażki, a z czasem zobaczyłem, że to była lekcja i dzięki tamtej sytuacji zyskałem i rozwinąłem się w kilku sferach.
M.J., A.D.: Czy masz tu na myśli sferę artystyczną, czyli obrazy emocji?
P.G.: Dokładnie, rozwinąłem się na płaszczyźnie sztuki. Znalazłem niszę, która pozwoliła wydobyć „mnie z siebie”. To jest wynikowa emocji, które towarzyszyły mi podczas niemiłych i miłych wydarzeń, które działy się w moim życiu. Zapoczątkowało to chęć dawania czegoś od siebie i tym sposobem zacząłem tworzyć, szukać, eksperymentować, żeby w efekcie finalnym stworzyć coś, czego nie ma. Uważam, że tego typu twórczości jako abstrakcji jest pełno, jednak tej techniki i tego charakteru pracy nie ma, i dowodzą temu znawcy sztuki oraz ci, którzy kupują moje obrazy. Dostałem informacje, że nie widzieli wcześniej takich obrazów i że są krótko mówiąc “prestiżowe”. Takie opinie dodały mi jeszcze więcej motywacji i pewności, że to jest dobry kierunek. Za sztuką zwykle stoi historia i emocje, tak jak u mnie 🙂
M.J., A.D.: Jak wpadłeś na pomysł, aby zająć się tworzeniem obrazów emocji?
https://sfbcc.org.pl/wszechstronnosc-to-jego-drugie-imie/P.G.: Po powrocie do Białegostoku, byłem świadomy, że moje życie kompletnie się zmienia. Wtedy zastanawiałem się w czym się sprawdzę, i co mam dostępne wokół siebie, aby zacząć tworzyć. Obrazy są wynikową studiów i mojego podejścia do życia. Postanowiłem, że te obrazy nie będą dosłowne, nie będą geometryczne i będą wychodziły totalnie ze mnie. Dlatego są abstrakcyjne, organiczne, a możliwość ich interpretacji jest mnoga. Moje prace mają zwolenników oraz przeciwników, jak we wszystkim i bardzo cieszę się z tego powodu. Nie jest to twórczość dedykowana wszystkim. W grupach skierowanych do znawców sztuki, a także tych, na których ludzie szukają pomysłów na urządzenie mieszkania. Ludzie komentują moje posty z obrazami, odzywają się i kupują. A ja siedząc na krześle jestem jednocześnie logistykiem, handlowcem, artystą i sekretarzem, czyli robotem wielofunkcyjnym. Jednak to wiele mnie uczy jak powinienem sprzedawać, jak się kontaktować z ludźmi i współpracować.
M.J., A.D.: Opowiedziałeś o tworzeniu obrazów, czy w takim razie Twoje studia związane były ze sztuką?
P.G.: Tak, związane, jednak ta “sztuka” była bardziej inżynierska. Studiowałem architekturę krajobrazu. Architektura w przeciwieństwie do moich abstrakcyjnych obrazów – co najważniejsze w moim odczuciu – jest równa, wyważona, dosłowna. Krajobraz już taki nie jest 😉
M.J., A.D.: Opowiedz o swojej przygodzie z architekturą krajobrazu. Z tego co wcześniej wspominałeś jest to także jeden z głównych obszarów, którymi się teraz zajmujesz.
P.G.: Na studiach byłem “zarobiony” i to ostro, bardzo lubiłem się uczyć. Jestem też perfekcjonistą, więc moje projekty po prostu musiały być dopracowane. To też zaowocowało ukończeniem studiów z najlepszym wynikiem na wydziale (sam byłem w szoku :P). Dlatego też moje projekty, które wychodzą do klientów są “odpicowane”. Jednak kontaktu z klientem ciągle się uczę i tak jak wcześniej mówiłem o energii przepływającej między ludźmi, w zależności od tego z jakim klientem mam kontakt, czy będzie on chętny do współpracy czy raczej wiecznie narzekający, to będzie też wpływało na owoc naszej współpracy. Nie jestem idealny w tym co robię, bo nikt nie jest; stale się uczę i poznaję coraz to nowszą problematykę. Natomiast wierzę, że upór i prawdziwość wychodzące z pasji są najlepszą drogą.
M.J., A.D.: Zajmujesz się także teatrem…
P.G.: Za czasów studiów jeździłem z teatrem wystawiając spektakle w całej Polsce. Bardzo mi się to podobało, bo po pierwsze oznaczało podróże, po drugie scena, po trzecie ludzie i niezapomniane emocje. To wszystko razem wzięte bardzo uskrzydlało. Potem jednak miałem przerwę, ponieważ w pewnym momencie zorientowałem się, że chcę pracować w swoim zawodzie. Przecież w tym celu poszedłem na studia, by zostać architektem krajobrazu. Bądź co bądź, teatr mi cały czas towarzyszył, był nawet teatr tańca! Razem z przyjaciółką tworzymy teatr, który niedługo będzie mógł dać wydźwięk poprzez spektakle w oparciu o autorską technikę nauczania i edukację medialną. Jest to póki co top secret :). Scenariusze są stworzone, stroje są szyte, więc praca wre!
Schemat działania będzie podobny do tego, który stosowałem w studiu telewizyjnym dla dzieciaków i młodzieży w Warszawie, czyli opierający się o edukację medialną. Uczestnicy przyjeżdżali do studia w centrum Warszawy, poznawali pracę w studiu i uczestniczyli w moich autorskich teleturniejach. To był bardzo intensywny czas, co z kolei przełożyło się na moją energię, finanse i na kreatywne myślenie! To mi pomogło stworzyć scenariusze do przyszłych spektakli, które zahaczają o współczesne problemy zaistniałe w środowisku dzieci i młodzieży.
M.J., A.D.: Genialny pomysł! Czy przez zajęcia, które prowadziłeś zyskałeś aprobatę odbiorców? Skąd czerpałeś inspiracje? Może opowiesz, o czym dokładnie były te zajęcia?
P.G.: Pewnie! Podobały się nie tylko dzieciom, młodzieży, ale także nauczycielom. Do dzisiaj dostaję wiadomości czy przeprowadzę podobne zajęcia, więc widać, że było to potrzebne. Miały one zróżnicowaną tematykę, m.in.: mowa werbalna i niewerbalna ciała, jak odpowiadać na trudne pytania, jak nagrywać siebie przez telefon, jak udzielać poprawnie wywiadu i jak się eksponować się w kamerze. Uważam, że to były ambitne zajęcia, z których wiedzę i praktykę wykorzystają dziś i w przyszłości. Rozmawiając ze znajomymi, artystami, nauczycielami widziałem problemy, z jakimi dzieci mają do czynienia i to właśnie one mnie zainspirowały. Przykładowo podczas obecnej sytuacji młodzież korzysta z patologicznych grup na fb, gdzie palą jointy. Automatycznie pojawiało się pytanie: jak temu zaradzić? Co można by było z nimi ciekawego zrobić, żeby nie marnowali czasu na takie rzeczy, które negatywnie odbiją się na nich w przyszłości? Tutaj kłaniają się profilaktyczne działania i te uderzające w zaistniałe zjawisko…
M.J., A.D.: Jak sądzisz – jak odkryć w sobie to coś, co będzie interesujące dla innych?
P.G.: Myślę, że należy zapamiętywać niuanse z życia, w których ludzie zauważali w Tobie coś, w czym jesteś dobry, ponadprzeciętny. Jak teraz pomyślę, dlaczego coraz bardziej dążyłem w stronę prowadzenia imprez jako konferansjer, to dlatego, że ludzie zaczynali mnie zauważać. Mam na myśli moich pracodawców, ale i znajomych, przyjaciół, widzów. To mnie uskrzydlało. Kiedyś mnie chwalono, że umiem dobrze tańczyć, więc poszedłem na casting do spektaklu tanecznego i byłem na ok. 40 osób na sali jedynym chłopakiem. Byłem pewny, że spalę się ze wstydu! Do tego prowadząca cały czas zwracała się do mnie np. rodzynek – dając mi powody do niepokoju. Z tych 40 osób zostało wybranych osiem, w tym ja.
Zrobiliśmy spektakl taneczny, który wystawiliśmy kilka razy, a następnie wywiązała się z tego grupa – teatr tańca. Jednak niedługo potem rozpadła się, a ja czułem niedosyt. Poszedłem więc w Warszawie na kurs instruktora tańca prowadzony przez Egurrola Dance Studio i Polski Związek Sportu. To był 14-dniowy wycisk! Jak sobie przypomnę to mam ból wszystkiego! Jednak nie żałuję! Tak mi się to spodobało, że zacząłem prowadzić zajęcia taneczne w Warszawie i obecnie czasem także w Białymstoku. Myślę, a wręcz jestem przekonany, że trzeba być odważnym i twardo dążyć do swojego przy jednoczesnym zachowaniu empatii i prawdziwości!
jednak
M.J., A.D.: Teraz przejdę do pytań odnośnie Twojego działania w Studenckim Forum Business Centre Club. Dlaczego dołączyłeś do właśnie tej organizacji i kiedy to było?
P.G.: Był rok 2015 i u mnie naturalnym było parcie na rozwój, które cały czas mi towarzyszy, a to, że dołączyłem było wynikową dwóch rzeczy. Pierwsza – widziałem post w internecie, a druga, że kolega także dołączył do SFu i powiedział mi o tej organizacji. Ja zacząłem się bardziej interesować tym tematem, rozwojem i uznałem, że to jest miejsce dla mnie. Wtedy zostałem przyjęty do działu IT. Uważałem, że będzie to świetne miejsce, bo zajmowałem się grafiką i w tym kierunku chciałem się rozwijać. Pamiętam, że działałem w projekcie Business Junior, gdzie uczyliśmy dzieci w szkołach o oszczędnościach, osiąganiu sukcesu.
M.J., A.D.: Czy działanie w SF BCC dało Ci coś z perspektywy czasu? Jeżeli tak, to co to było?
P.G.: Uwaga, bardzo ważne zdanie, do zapamiętania: wszystko jest po coś! To, że działałem w SFie dało mi możliwość pracy w interdyscyplinarnym zespole, w którym wszyscy się angażują. W SF BCC każdy jest odpowiedzialny za coś, jak w profesjonalnej firmie, ja byłem jedną z części tej maszyny. Wystarczyło, abym to ja zaniedbał swoje obowiązki i zaczęłoby się psuć wszystko. Jeżeli wszyscy zgodnie działają to działa cała maszyna. Dzięki SFowi nauczyłem się obowiązkowości, odpowiedzialności i jakości działania. Przebywając w organizacji obserwowałem innych członków, ich ubiór, zachowania, sposób prezentacji, jakość mowy. To wyrobiło mi charakter profesjonalizmu, który stosuje obecnie w kontaktach biznesowych.
M.J., A.D.: Co powiedziałbyś studentowi, który zastanawia się czy dołączyć do SF BCC?
P.G.: Powiedziałbym krótko – warto jest dołączyć! Im więcej robimy w kierunku rozwoju, tym lepiej. Jak się rozwijasz, mito nie stoisz. Nie dość, że przebywasz wśród ambitnych osób, które chcą także od życia czegoś więcej to nabywasz nowe umiejętności. Pokonujesz różne poprzeczki, m. in. w autoprezentacji, prezentacji danej rzeczy, w pokonywaniu słabości, wygospodarowaniu czasu na…. Ponadto myślę, że SF to takie studia, tylko wersja przyspieszona i bardziej praktyczna. Dlatego warto!
M.J., A.D.: Czy przez działanie w SF BCC udało Ci się stworzyć sieć kontaktów, z której korzystałeś? Czy też korzystasz z nich obecnie?
P.G.: Dzięki temu, że w SF BCC było ok. 15 osób i razem działaliśmy to teraz polecamy siebie wzajemnie na płaszczyźnie online. Co więcej dzięki pozyskiwaniu sponsorów kilka osób prowadzących firmy do dziś znają mnie jako konferansjera i zapraszają mnie do prowadzenia imprez. W biznesie najważniejsze są relacje, w życiu też – to w jaki sposób budujemy kontakty z naszymi potencjalnymi klientami albo współpracownikami. Jeżeli mega człowieczo do tych osób podchodzisz to i oni tacy będą. Jaką energię dajesz z siebie, taką będziesz otrzymywać. Karma!
M.J., A.D.: Czy masz jakąś radę dla naszych czytelników?
P.G.: Tak, warto trzymać się ludzi, którzy ciągną Cię do góry! Jest wielu „narzekaczy”, którzy nie widzą rozwiązań, widzą zagrożenia, a nie szanse! Jest wiele osób, które ciągną Cię w dół. Często to bliskie nam osoby, robiąc to w sposób świadomy i nieświadomy. Istotnym jest by taki kontakt zminimalizować albo uświadomić tym osobom, że za dużo jest narzekania. Ludzie mówiąc takie rzeczy jednak wciągają cię w nie, a mózg sam się programuje: jest źle, jest źle. Nawet dzisiejsza sytuacja z koronawirusem w wielu osobach potęguje uczucie kryzysu, depresji. Zaś inni ludzie szukają w tym rozwiązań na polepszenie swojej sytuacji i otoczenia. Podobnie działa środowisko SF BCC!
Zapraszamy do polubienia fanpage obrazów!
https://www.facebook.com/Coloresin-by-Patryk-104242940939265/
Zapraszamy również do odwiedzenia strony www – jest tam dużo obrazków ;)!
Kilka słów wstępu o ekspercie:
Karol Czapik jest właścicielem firmy konsultingowo-doradczej EFEKT PMO, Project Managerem z 12 letnim doświadczeniem w prowadzeniu dużych projektów w firmach o zasięgu globalnym i z lokalnymi liderami rynku w branżach takich jak e-commerce, logistyka, e-mobility, IT, telekomunikacja, outsourcing usług, finanse i bankowość i R&D. W swojej karierze zawodowej był wolontariuszem, sprzedawcą, w-ce Prezesem i fundatorem Fundacji Wsparcia Przedsiębiorczości Activus Promptus, oraz kierownikiem Biura Zarządzania Projektami w firmie InPost S.A.
Jest aktywnym członkiem IPMA Polska, Stowarzyszenia Service Process Improvement Network – SPIN oraz współautorem i wykładowcą na ich autorskich studiach podyplomowych Lean & Automation na WSE w Krakowie, członkiem Konwentu Seniorów Fundacji SF BCC, ekspertem Fundacji Polska Innowacyjna, współorganizatorem Śniadań Project Managerów w Krakowie i Wrocławiu, współtwórcą H2H Kraków, mentorem w Slow Business Academy i w FasterCapital.

Wiktoria Dziaduła: Dzień dobry Karolu! Bardzo się cieszę, że zgodziłeś się ze mną porozmawiać i podzielić się swoją wiedzą. Może zacznijmy od początku. Kim jesteś? Czym się zajmujesz?
Karol Czapik: Cześć! Dziękuję jeszcze raz za zaproszenie mnie do rozmowy. Jestem przede wszystkim człowiekiem, pasjonatem dobrego rzemieślniczego piwa, wycieczek – najlepiej w nieznane i Kierownikiem Projektu z ponad 12 letnim doświadczeniem, a obecnie od prawie trzech lat prowadzę swoją firmę EFEKT PMO i pomagam profesjonalnie firmom i ludziom odnosić sukces w biznesie poprzez mądre zarządzanie projektami. Jeżeli ktoś chciałby dowiedzieć się więcej co robię to zapraszam na moją stronę internetową: www.efektpmo.pl. Większość rzeczy już o mnie powiedziałaś na wstępie, więc nie będę dalej przynudzał.
WD: Byłeś też w SF BCC, czym tam się zajmowałeś? Co dało Ci to doświadczenie?
KCZ: Tak byłem członkiem, Koordynatorem Projektu Festiwalu BOSS (edycja 2010) i Przewodniczącym Regionu Kraków. Oczywiście nie we wszystkich tych rolach występowałem na raz. 😊 Działalność w SF BCC dała mi bardzo dużo, dzięki temu zdecydowałem się, że jednak nie chcę kontynuować edukacji na studiach i pisać doktoratu. Zrozumiałem też, że polityka samorządowa to nie jest do końca mój świat, a najlepiej odnajduję się w pracy z ludźmi podczas realizacji różnej wielkości działań projektowych.
Dla mnie to był moment przełomowy w życiu zawodowym jak również prywatnym, do dziś moje najbliższe grono przyjaciół to osoby właśnie poznane w tej organizacji.
SF BCC jest świetną trampoliną do tzw. dorosłego życia zawodowego, to właśnie w tej organizacji możemy zacząć pracować z różnymi ludźmi, organizacjami i firmami o zasięgu ogólnopolskim. Dzięki temu poznajemy lepiej siebie, swoje mocne i słabe strony, uczymy się współpracy i komunikacji pod presją czasu, negocjacji biznesowych, sprzedaży, działań marketingowych i wielu, wielu więcej rzeczy, które później nam tylko mogą zaprocentować. Będąc jeszcze studentem mogłem poprowadzić swój zespół projektowy, a później cały Region w Krakowie, który się składał z 50 osób, to było coś strasznie stresującego, wymagającego ode mnie szybkiego uczenia się, ale dającego mnóstwo satysfakcji i motywacji do coraz lepszego działania! Wszystkie te rzeczy i doświadczenia, których się nauczyłem będąc w SF BCC zdecydowanie pomogły mi w mojej pierwszej poważnej pracy zawodowej po studiach. Dzisiaj z dumą przyznaję, że byłem członkiem tej organizacji, a obecnie aktywnie działam w tzw. Konwencie seniorów SF BCC (jest to taka platforma do budowania relacji i networkingu pomiędzy firmami byłych członków SF-u).
WD: Przejdźmy do tematu, do komunikacji. Powiedz proszę, dlaczego komunikacja w projektach / pracy jest ważna? Dlaczego musimy dbać o jej jakość?
KCZ: Efektywna komunikacja ma duże znaczenie w pracy codziennej tzw. procesowej, a w pracy w projektach to znaczenie jest jeszcze większe i bardziej krytyczne. Dlaczego tak się dzieje? Jest kilka kluczowych powodów z tym związanych, jednym z nich jest to, że projekty są zdecydowanie bardziej dynamicznym środowiskiem pracy niż zwykła działalność biznesowa. Dodatkowo obarczone są większym ryzykiem i z reguły cechują
się większą innowacyjnością. Zespoły projektowe składają się z osób o różnych stylach komunikacji.
W organizacjach projektowych musimy szybko podejmować decyzje, dostosowywać się do ciągle zmieniającej się rzeczywistości (obecnie mówi się, że żyjemy w tzw. świecie VUCA z ang. Volatility (zmienność), Uncertainty (niepewność), Complexity (złożoność), Ambiguity (niejednoznaczność). Powinniśmy być zawsze o krok przed naszą konkurencją. Dlatego kluczem do sprawnej realizacji projektów i podejmowania decyzji jest właściwa komunikacja. Przeprowadzone przez Project Management Institute – PMI badania uświadamiają nam, że organizacje, które wypracowały efektywne sposoby na zarządzanie komunikacją w projekcie kończą więcej projektów w zakładanym czasie (71%) i budżecie (76%), w porównaniu do organizacji, które komunikują się w mało efektywny sposób (odpowiednio 37% i 48%), a to bezpośrednio się przekłada na wyniki całej organizacji.
Jak to mówią badania, badaniami, a życie, życiem. Większość z nas uważa, że potrafi się świetnie komunikować na co dzień, więc w pracy projektowej powierzamy zarządzanie komunikacją często własnej intuicji.

WD: Jeżeli komunikacja w pracy projektowej jest tak bardzo ważna, to jak powinniśmy się do niej przygotować? Jak należy przepływem informacji w projektach zarządzać?
KCZ: Jeżeli nie mamy w tym obszarze żadnego doświadczenia, a nasza organizacja nie posiada żadnych spisanych dokumentów np. Strategii komunikacji w organizacji, to wówczas można poszukać informacji w najpopularniejszych metodykach zarządzania projektami np. AgilePM, Prince2 oraz w zebranych i opisanych tzw. dobrych praktykach przez PMI w PMBOK-u. Jeżeli jednak temat jest dość pilny i bardziej złożony oraz nie dotyczy jednego projektu, to zawsze można się zwrócić do mnie z prośbą o pomoc (żart). 😊 Teraz na poważnie odpowiadając na Twoje pytanie, jak się powinniśmy do tego przygotować? Odpowiadając w sposób przemyślany, nie ad hoc! W pierwszej kolejności powinniśmy poznać zakres projektu (obszaru, procesu), dla którego będziemy chcieli zaplanować odpowiedni przepływ informacji. W projektach myślenie o komunikacji i jej zaplanowanie powinno się zacząć jeszcze przed formalnym startem projektu. To w jakiej organizacji, kulturze i branży dany projekt będzie realizowany, ma również wpływ na to jak mamy wyuczony styl komunikowania się i jak te nasze nawyki przeniesiemy do pracy w zespole projektowym. Kierownik Projektu jest tą osobą, która powinna nadać odpowiedni ton w komunikacji projektowej, umieć dobrać odpowiednie narzędzia, komunikatory. Poziom formalizowania, lub jego brak w projekcie, zawsze KP powinien ustalić z Zespołem projektowym, po tym jak już znamy zakres projektu, jego cele (wymagania biznesu – Zarządu, albo Klienta) oraz mamy dobrze rozpoznanych Interesariuszy wewnętrznych i zewnętrznych projektu. (Interesariusze to osoba, grupa osób lub organizacja, która może wywierać wpływ na projekt, bądź podlegać wpływowi ze strony projektu). Gdzie ich znajdziemy? W otoczeniu Twojego przedsięwzięcia określając kto może mieć na nie wpływ, kogo może dotyczyć wynik Twojego przedsięwzięcia. Liczba Interesariuszy i ich charakterystyka będzie zależna od konkretnego przedsięwzięcia i danego momentu w czasie. Inna będzie lista, jeśli będziemy budować port lotniczy, a inna, jeśli będziemy tworzyć kliencką aplikację mobilną. Drugim krokiem jest dostosowanie treści przekazu do odbiorcy. Każda osoba zaangażowana w prace projektowe, będzie miała inne doświadczenia biznesowe, dojrzałość, swoje przyzwyczajenia oraz oczekiwania względem przekazywanych jej informacji. Efektywna komunikacja powinna charakteryzować się odpowiednią jakością, a nie ilością. Zbyt duża ilość informacji może nawet szkodzić tworząc chaos. Przykładowo: managerowie średniego szczebla będą oczekiwać informacji nt. postępów prac projektowych, jak również będą potrafili przyswoić pewne ogólne założenia techniczne, które będzie im przestawiać zespół techniczny, a on sam będzie oczekiwać jasnych informacji nt. tego jakie są ich oczekiwania wobec nich i postawione zadania. Osoby na poziomie dyrektorskim i samego zarządu zdecydowanie będą oczekiwać informacji zarządczych umożliwiających podejmowanie trafnych decyzji, tzw. „twardych danych” wyrażonych językiem biznesowym, gdyż są skoncentrowani na realizacji celów całej organizacji, a tym samym również na ich kosztach i zyskach.
Właściwe zarządzanie komunikacją w projekcie stanowi pewną wartość dodaną, a nie jest tylko nośnikiem samych danych. Taką wartością jest np. jasne zdefiniowanie roli i odpowiedzialności każdego Interesariusza w projekcie, a tym samym zrozumienie tego co jest od niego wymagane i dlaczego jego zaangażowanie w projekt jest tak bardzo ważne. Dostosowanie treści przekazu do odbiorcy jest jedną z metod, która pozwala na osiągnięcie takiej wartości. Oprócz dostosowania przekazu do odbiorcy elementem zarządzania komunikacją w projekcie jest budowa kanałów komunikacyjnych i efektywne ich wykorzystanie. Innymi słowy, chodzi o to, aby właściwe osoby przekazywały odpowiednie treści właściwym odbiorcom, we właściwym czasie i formie.
Podsumowując w każdym projekcie powinniśmy przemyśleć, zaplanować i opisać tzw. plan komunikacji, który powinien być częścią każdego planu projektu, ponieważ jest niezbędny dla efektywnej komunikacji przedsięwzięcia. Niezbędne jest także ustalenie częstotliwości kontaktów oraz ich formy. Dobrą praktyką jest to, aby w takim planie również wpisać oczekiwane czasy odpowiedzi w zależności od ważności danej informacji / komunikatu. Często się zdarza, że czekamy zbyt długo na odpowiedź i podjęcie decyzji w jakimś temacie. Wówczas tworzą się nam tzw. „wąskie gardła” w projekcie i cały harmonogram prac projektowych się opóźnia. Taki plan komunikacji to nic innego jak ustrukturyzowana i sformalizowana odpowiedź na następujące pytania:
- Kto będzie otrzymywał informacje?
- Jaką będzie otrzymywał informacje?
- Na kiedy będzie otrzymywał informacje?
- Jak będzie otrzymywał informacje?
- Od kogo będzie otrzymywał informacje?

WD: Teraz większość życia odbywa się online; praca, szkoła, studia, znajomi. Jak to według Ciebie wpływa na proces komunikacji? Czym różni się komunikacja online i offline?
KCZ: Do tej pory w wielu firmach podstawowymi narzędziami pracy były maile i rozmowy telefoniczne. Dotychczas, w większości przypadków, te kanały komunikacji były wystarczające. Jednak w momencie, gdy większość współpracowników pracuje z domu, sprawa znacznie się komplikuje. Szczególnie gdy w grę wchodzi komunikacja grupowa,
która jest niezbędna w przypadku realizacji firmowych projektów. Dlatego też należy dobierać do pracy i komunikacji zdalnej tak narzędzia, aby były możliwie multi funkcjonalne i łączyły w sobie możliwość: maila, pracy grupowej – chatu, biblioteki plików, telefonu i wideo rozmów w jednym.
Sytuacja, w której wszyscy się znajdujemy trwa od dłuższego czasu (Ja osobiście od marca 2019 r.), Wcześniej wychodząc do pracy w biurze, wyjeżdżając do klienta, mieliśmy pewien schemat i plan działań, który wpływał na naszą efektywność i jasno rozgraniczał nasz czas na ten w pracy i na ten poza pracą (przynajmniej tak powinno być). Teraz dla wielu osób, które nigdy wcześniej nie miały okazji pracować zdalnie, w domu, zabrakło tego porządku dnia i tygodnia. Dlatego do pracy zdalnej my jako osoby i organizacje musimy również się przygotować w odpowiedni sposób, tworząc na to plan (zainteresowanych odsyłam do artykułu nt. efektywnej pracy zdalnej, w którym byłem jednym ze współautorów) – LINK: https://tiny.pl/768kk
Obecna praca on-line powoduje to, że brakuje nam interakcji i bezpośrednich kontaktów z innymi osobami. Wideo rozmowy 1:1 nawet z użyciem odpowiednich narzędzi, cały czas u niektórych osób powoduje niechęć i zwiększają podświadomie dystans. Nie mamy jeszcze wypracowanych nawyków, doświadczeń w przyjmowaniu i udzielaniu konstruktywnej krytyki, a nawet w udzielaniu pozytywnego feedbacku w pionie. To też dotyczy komunikacji poziomej bezpośrednio pomiędzy członkami zespołu projektowego (między koleżankami i kolegami
w codziennej pracy).
Tego typu działania należy wspierać i tworzyć do tego odpowiednie środowiska pracy, to spoczywa na barkach odpowiedzialności każdego Lidera, Managera, Prezesa Zarządu, w zależności od skali i poziomu działań. Musimy pamiętać, że ludzie w realu komunikują się interpersonalnie – między sobą, że w odpowiedniej komunikacji między ludźmi dochodzi do interakcji i tzw. sprzężenia zwrotnego – potwierdzenie u odbiorcy zrozumienia treści naszego komunikatu. Dlatego jest to bardzo ważne, aby przy wyborze narzędzi, systemów pracy on-line, pamiętać o konieczności tej interakcji między ludźmi w projektach i poza nimi.
W pracy off-line, gdzie mieliśmy okazję na oficjalne spotkania, warsztaty i rozmowy 1:1, podczas bezpośrednich kontaktów po prostu rozmawialiśmy i nie zastanawialiśmy, jak trudne informacje przekazujemy (czytelne były też nasze intencje – w pracy zdalnej tego nie widać) i jakim nadamy je kanałem (narzędziem). Teraz jest to kluczowe, zwłaszcza w pracy projektowej, np. proste komunikaty możemy przekazywać mailowo do naszego zespołu, bardzo ważne kwestie, lub potencjalnie konfliktowe najlepiej omówić w bezpośredniej rozmowie telefonicznej / wideo (żebyśmy widzieli też reakcje drugiej osoby – pamiętajmy,
że bardzo ważne dla zrozumienia tego o czym mówimy jest tzw. przekaz niewerbalny,
to co pokazujemy naszym ciałem, mimiką twarzy, gestami, itd.).
Pilnych kwestii też nie powinniśmy wysyłać mailowo oczekując natychmiastowych odpowiedzi. Należy pamiętać, że ciągłe odpisywanie na wiadomości e-mail, jest jednym z podstawowych błędów w wirtualnej komunikacji i zabójcą naszej produktywności. Tych kwestii, o których należy pamiętać planując przejście do pracy on-line, jest bardzo wiele, wymieniłem tylko te kluczowe pod kątem samej komunikacji w pracy z ludźmi.

WD: Dużo mówi się o nowych wyzwaniach i wielu problemach w związku procesem komunikacji w formie online. Może komunikacja zdalna ma też plusy, co myślisz na ten temat?
KCZ: Moim zdaniem największym plusem komunikacji zdalnej jest jej szybkość. Dzięki rozwoju technologii, odpowiednim narzędziom możemy się komunikować on-line praktycznie w czasie rzeczywistym z każdym i w każdym miejscu (pod warunkiem, że mamy dostęp do Internetu). Pracodawcy i pracownicy mogą pracować ze sobą bez względu na to w jakim zakątku świata żyją na co dzień. Firmy dzięki temu mogą mieć mniejsze koszty stałe: brak konieczności tworzenia fizycznych miejsc pracy w biurze i ich wyposażenia. Możliwość współpracy z różnymi specjalistami z całego świata może wpłynąć pozytywnie na wizję firmy, znaczne jej odświeżenie.
Kolejną kwestią pozytywną związaną z obecną sytuacją spowodowaną przez pandemię SARS-COV-2, jest zdecydowanie przyspieszenie cyfryzacji całych organizacji i ich wejście na wyższy poziom technologiczny, nie tylko w branży IT i statr-upach (do tej pory one wiodły w tym prym). W większym stopniu zmiana zachodzi także w administracji samorządowej oraz centralnej – państwowej. Ta transformacja moim zdaniem jest już nie do zatrzymania. Ma to też pozytywny wpływ na emisję CO2, nie musimy codziennie dojeżdżać z domu do biura i z powrotem (nie stoimy w korkach – możemy spędzić ten czas produktywnie), ograniczyliśmy też delegacie, loty samolotami, itd. Jest to pozytywny wpływ (w skali globalnej) dla naszej przyrody i klimatu, dla nas jako społeczeństwa, gdyż pracując w środowisku domowym odczuwamy mniejszy stres (nie tylko ze względu na korki w drodze z i do pracy). Paradoksalnie w pracy zdalnej mamy lepszą efektywność niż w biurze, gdyż w domu mamy mniej rozpraszaczy (brak pogaduszek przy kawie, wyjść na papierosa, kolejki interesariuszy do nas, którzy chcą tylko zadać nam jakieś tylko jedno ważne pytanie, itd.). Obecny stan rzeczy jest moim zdaniem świetną szansą do unowocześnienia wielu firm w Polsce (zmiany ich kultury pracy, procedur, nie tylko na czas kryzysu), zmian w regulacjach prawa pracy (gdzie praca zdalna jak na zachodzie nie będzie już tylko przywilejem, ale czymś normalnym).
WD: Jakie najczęstsze błędy popełniamy komunikując się zdalnie? Jak uważasz, na co należy zwrócić szczególną uwagę?
KCZ: Jeżeli popełnialiśmy błędy w zarządzaniu komunikacją w firmie i projektach przed przejściem na model pracy zdalnej, to z dużym prawdopodobieństwem popełnimy te same błędy w komunikacji on-line. Do najczęstszych powodów problemów z komunikacją można zaliczyć:
- Brak planu komunikacji.
- Zbyt wysoka / niska formalizacja procesów komunikacji.
- Brak właściwej identyfikacji potrzeb komunikacyjnych (w całej organizacji,
w projektach, wśród Interesariuszy projektów, itd.). - Złe stosunki pomiędzy członkami zespołu (nie tylko projektowego), często brak zaufania.
- Brak tworzenia odpowiednich procesów, praktyk pracy do otwartej (transparentnej) komunikacji w projektach i poza nimi, na linii przełożeni – podwładni oraz bezpośrednio pomiędzy członkami zespołów. Brak możliwości i kultury do szczerego zgłaszania problemów. Brak nawyków do udzielania regularnej informacji zwrotnej wśród pracowników, nie tylko u samej kadry zarządzającej – feedbacku (nie tylko przy negatywnych sytuacjach, problemach).
Wynikiem powyższych błędów, jest zły dobór narzędzi (systemów) do pracy zdalnej i komunikacji między ludźmi. Często organizacje nie potrafią świadomie dokonać takiego wyboru, gdyż nie znają swoich obecnych realnych potrzeb komunikacyjnych, ich ograniczeń, a przez to nie umieją oddzielić tzw. warstwy „marketingowej” od „merytoryki” przy doborze takich systemów. Im systemy są droższe i bardziej skomplikowane, tym trudniej później jest organizacją się z nich wycofać i przyznać do błędnej decyzji, a ostatecznie cierpią na tym wszyscy: pracownicy, zespoły projektowe, bo mają nie efektywne narzędzie do pracy codziennej, a management, gdyż nie ma odpowiedniej jakości i wglądu do potrzebnych im informacji (danych).
WD: Czym grozi brak odpowiedniego podejścia do tematu komunikacji? Jakie jest Twoje doświadczenie w tej kwestii?
KCZ: Wiele problemów z tym związanych już wymieniłem wcześniej, jednak, jeżeli mam
to podsumować i spiąć „jedną klamrą”, to brak zastanowienia się i zaplanowania standardów komunikacyjnych w naszych organizacjach i projektach z reguły prowadzi do mniejszych lub większych problemów i katastrof, nie tylko w samych projektach. Jeżeli zapominamy o tym jak ważna jest komunikacja w pracy z ludźmi i jakie spełnia funkcje, to popełniamy błędy przy realizacji różnych zadań, o różnej skali trudności i ważności, ze względu na brak zrozumienia. Takie błędy jesteśmy wstanie później prześledzić i przeliczyć na realne straty finansowe w naszych organizacjach i projektach. Brak odpowiedniego zarządzania komunikacją niesie również inne negatywne skutki: brak zrozumienia celów całej organizacji, celów projektów, wydłużenie prac projektowych, przekroczenie ich budżetów, zrealizowanie nie w takiej jakości i funkcjonalności produktów końcowych projektów jakich oczekiwali od nas klienci, zwiększenie poziomu stresu i braku zaufania wśród zespołów, spadek motywacji i zaangażowania do pracy oraz spowodowane tym wszystkim szybsze wypalenie zawodowe. Jak widzisz skutki nieprzemyślanej komunikacji w naszych organizacjach, w obecnym mocno dynamicznym świecie potrafi doprowadzić do bardzo bolesnych i poważnych skutków nie tylko na poziomie zespołów projektowych, ale również w całej organizacji.
WD: Jeśli miałbyś dać jedną najważniejszą radę osobie pracującej w zdalnym zespole, to na co zwróciłbyś uwagę w kwestii komunikacji?
KCZ: Jedną radę? Jest to dość trudne wyzwanie. 😊 Jednak postaram się mu sprostać. Pamiętaj, że bez względu na to jakie masz obecnie doświadczenia i kompetencje, do zarządzania komunikacją w organizacjach i projektach powinniśmy podejść na chłodno, z odpowiednim planem w głowie, który ZAWSZE powinien w komunikacji gwarantować INTERAKCJĘ pomiędzy uczestnikami tej komunikacji. Interakcja ta, to nic innego jak potwierdzenie, że z naszym przekazem trafiliśmy do naszego rozmówcy (odbiorcy) i zostaliśmy zrozumiani w odpowiedni sposób, zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Żeby to uzyskać nie może zabraknąć w naszej komunikacji sprzężenia zwrotnego. Pamiętając to będziemy wiedzieć jaki wybrać systemy, narzędzia do komunikacji, jak tworzyć przestrzeń do dyskusji, z właściwymi osobami, za pomocą odpowiedniej ilości kanałów komunikacyjnych i ich formy. Brak sprzężenia zwrotnego w komunikacji wprowadza niejasność, daje nieograniczone pole do interpretacji, niepotrzebnych domysłów i domniemań, które są stratą naszej energii, czasu i w rezultacie środków finansowych. Jeżeli nie jesteś pewny, że zostałeś usłyszany, to tym bardziej nie możesz być pewien, że zostałeś zrozumiany.
WD: Przyznam, że nie przypuszczałam, o jak wiele aspektów komunikacji należy zadbać i jak jest to ważne. Mam nadzieje, że dzięki Twoim radom i doświadczeniu wiele rozmów i ustaleń potoczy się pomyślnie. Jeśli ktoś z naszych czytelników chciałby wiedzieć więcej na temat komunikacji, zarządzania projektami czy zmianą serdecznie zapraszamy do obserwowania działalności Karola na SM – linki oraz odwiedzenia strony EFEKT PMO www…
Dziękuję za rozmowę!
Kadencja Zarządu Fundacji Studenckie Forum Business Centre Club dobiega końca. To czas na krótkie podsumowanie tego okresu. Tym razem do rozmowy zaprosiliśmy prezes SF BCC – Beatę Dzidzińską.
Dawid Jeżak – Koordynator Działu PR w SF BCC Region Radom: Dzień dobry Beato. Cieszę się, że mogę Cię poznać. Dziś zabiorę Cię w podróż w czasie. Porozmawiamy, a raczej powspominamy ten czas, który nieubłaganie dobiega końca. Iwona Węgrowska śpiewała „4 lata zapomnieć chcę”. Parafrazując tekst tej piosenki „3 lata zapomnieć chcę”?
Beata Dzidzińska – prezes SF BCC:
Cześć Dawid, to piosenka o miłości, więc ze swojej strony nawiążę do utworu zespołu Perfect i słów Grzegorza Markowskiego: „Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść. Niepokonanym”. Tak jak w miłości, w życiu, tak i w pracy zastanawiamy się czy starać się za wszelką cenę, czy poddać się temu co przyniesie los. Te trzy lata to czas dla mnie niezwykle ważny, ponieważ bardzo mocno związałam się z tą organizacją, dając maksymalnie wszystko z siebie, jednocześnie bardzo wiele się ucząc.
DJ: Zacznijmy od początku co sprawiło, że trzy lata temu postanowiłaś kandydować na Prezes Studenckiego Forum? Czy ktoś Cię namówił, czy sama chciałaś spróbować swoich sił w Zarządzie Fundacji?
BD: Trzy lata temu członkowie mojego Regionu we Wrocławiu, w którym działałam, bardzo mocno we mnie uwierzyli. Zachęcali mnie do wzięcia udziału w konkursie na Przewodniczącą Regionu i wzięcia go pod swoje skrzydła. W tym samym czasie ówczesny Wiceprzewodniczący Regionu powiedział mi, o możliwości wystartowania na Prezesa Zarządu Fundacji. Pokładał we mnie ogromne nadzieje, powiedział: „Beata, kto jak nie Ty”? – i że on osobiście nie widzi lepszej osoby na to stanowisko. W tamtych czasach brakowało mi pewności siebie. Zdanie innych osób miało dla mnie ogromne znaczenie. Szczerze mówiąc, nawet nie przychodziło mi to przez myśl, że mogłabym startować na takie stanowisko. Przy tamtej decyzji niezwykle ważne było wsparcie moich rodziców, bliskich i przyjaciół, którzy na dobrą sprawę razem ze mną zastanawiali się jak to wszystko będzie wyglądało, czy moje życie się bardzo zmieni i ile wyrzeczeń będzie mnie to kosztowało. Jednak kiedy w wieku 21 lat masz możliwość objęcia stanowiska prezesa zarządu i czujesz w głębi siebie, że dasz radę, to nie wyciągniesz ręki po tę okazję?

Każdy kto mierzy wysoko musi być świadomy, że droga do sukcesu to nie jest droga usłana różami.
DJ: Ktoś kiedyś powiedział: „Trzeba wykorzystać szansę, która się nadarza, bo drugiej takiej może już nie być”. W okresie, w którym brałaś udział w konkursie na fotel Prezesa Zarządu Fundacji byłaś jedyną kandydatką. Czy po wyborach zauważyłaś niechęć pewnych osób, które być może Ci zazdrościły sukcesu, albo pluły sobie w twarz, że nie spróbowały, będąc od Ciebie wyżej w hierarchii?
BD: Nie będę ukrywać, że objęcie tego stanowiska wiązało się z tym, że ludzie po prostu byli zazdrośni. Uświadomili sobie wtedy, że też mogli startować w wyborach na Prezesa. Nie szukali winy w sobie, że nie próbowali, nie pytali i nie pracowali w tym czasie co ja. Padały czasem okropne słowa. Hejtowali przede wszystkim Ci, którzy jeszcze kilka dni wcześniej byli ode mnie wyżej w strukturze, a czy nie powinno być tak, że to właśnie oni powinni dawać przykład innym? To jest jeden z tych momentów w życiu, w którym osiągasz sukces i zaraz po tym mierzysz się z hejtem. Więc w tamtym momencie doświadczyłam go na własnej skórze. Uważam też, że każdy kto mierzy wysoko musi być świadomy, że droga do sukcesu to nie jest droga usłana różami.
DJ: Siedziba Fundacji znajduje się w Warszawie, Ty mieszkasz we Wrocławiu. Czy miejsce zamieszkania kandydata było istotne w ostatecznym rozrachunku?
BD: Przed moimi wyborami organizacja funkcjonowała inaczej niż obecnie. Ludzie woleli działać lokalnie i tam się realizować, a centrala nie była stabilna pod względem sukcesji na poszczególnych stanowiskach. W ten sposób brakowało zespołu, który z poziomu ogólnopolskiego realnie wspierałby i koordynował działania lokalne. Poza tym istniało przekonanie, że prezes musi mieszkać w Warszawie. W tamtym okresie nie było osób gotowych na wzięcie tak dużej odpowiedzialności i jednocześnie przeprowadzkę. Osobiście zależało mi, żeby spróbować sił na szczeblu ogólnopolskim, więc postanowiłam podjąć ryzyko i wystartować w wyborach. Chciałam dalej mieszkać we Wrocławiu, dlatego byłam przygotowana na to, że wygra kandydat, który jest gotowy na przeprowadzkę do Warszawy. Jak się później okazało, kontrkandydaci się nie pojawili, a zmiana miejsca zamieszkania nie była warunkiem koniecznym. Oczywiście, mieszkając we Wrocławiu zdawałam się na ciągłe podróżowanie i spędzanie niezliczonej liczby godzin w pociągu, jednak świadomie tak wybrałam.
DJ: Co sprawiło, że w tym roku było aż czworo chętnych na Twoje stanowisko?
BD: Podczas mojej kadencji kładłam ogromny nacisk na relacje pomiędzy Centralą, a Regionami. Wynikiem tego była bardzo długa i rzeczowa rekrutacja osób na poszczególne stanowiska, w myśl zasady zatrudniaj wolno, zwalniaj szybko. Obecnie wszyscy wiedzą, że organizacja to jeden wielki mechanizm i jeśli Centrala nie będzie wspierała Regionów, a Regiony nie będą zasilały kapitałem ludzkim Centrali i angażowały się w działania ogólnopolskie, to ten organizm nie będzie dobrze funkcjonował. To jeden z tych sukcesów, który warto teraz pielęgnować.
Strategia była dosyć konkretna – zająć się tymi aspektami, które pozwolą na sprawny rozwój organizacji oraz realizację jej misji.
DJ: W czerwcu w Polsce tematem numer jeden był koronawirus i wybory prezydenckie. Nie zapytam Cię o Twojego kandydata (śmiech), ale nawiązując do tego czasu wyborów powiedz, czym Ty ujęłaś komisję startując na stanowisko prezesa SF BCC? Jaki był Twój program?
BD: Kandydata na Prezesa Zarządu Fundacji wybiera Konwent Przewodniczących i Zarząd Fundacji, a później zatwierdza Rada Fundacji, dlatego w swojej wizji odpowiedziałam na potrzeby Regionów, czyli jednostek, które są składową naszej organizacji. Strategia była dosyć konkretna – zająć się tymi aspektami, które pozwolą na sprawny rozwój organizacji oraz realizację jej misji. Skupiłam się przede wszystkim na tym, żeby kontynuować to, co zostało wypracowane do tej pory oraz wdrażać nowe mechanizmy, które pozwolą organizacji wspiąć się na wyższy poziom.
W swoim programie położyłam nacisk na kilka kwestii, przede wszystkim: marketing, procesy oraz finanse. Nie lubię obiecywać, za to uwielbiam doprowadzać do końca to co zaczęłam. W marketingu chciałam kontynuować budowanie rozpoznawalności marki przez wypracowanie ogólnopolskich standardów, a główny nacisk kierowałam na media społecznościowe. Dzisiaj na kanałach takich jak Facebook, Instagram i LinkedIn docieramy do setek tysięcy odbiorców, a w lipcu Studenckie Forum dołączyło również do społeczności TikToka! Wprowadzenie nowych procesów miało skutkować lepszą komunikacją i sprawnością podejmowanych działań. Poczynając od wdrożenia systemu gromadzenia danych, przez ogólnopolskie formy komunikacji tj.: lekcje dla aplikantów, newsletter dla każdego członka SF BCC, mapę komunikacji, przez zmodyfikowanie systemu obiegu dokumentacji, usystematyzowanie zgłaszania inicjatyw projektowych, rozwinięcie struktury w Centrali i wiele innych.

Kolejną ważną dla mnie kwestią były Konwenty dla Przewodniczących, czyli zjazdy ogólnopolskie, które organizujemy kilka razy w roku. Zależało mi, żebyśmy podczas tych spotkań przepracowywali te wyzwania, które przynoszą nam bieżące doświadczenia i wyjeżdżali z zatwierdzonym planem działania, co wcześniej było trudne do wypracowania, a podczas mojej kadencji odnieśliśmy, w tym zakresie sukces. Ostatni obszar to finanse, które dzielę na dwa podobszary – relacje partnerskie, dzięki którym fundacja ma środki finansowe na realizację swojej misji i zadań statutowych oraz zarządzanie finansami, które wymagało gruntownego przemodelowania.
W swoim programie położyłam nacisk na kilka kwestii, przede wszystkim: marketing, procesy oraz finanse.
DJ: Widać, że mimo młodego wieku Twój plan działania był stworzony bardzo ambitnie i profesjonalnie. W czasie trzech lat kierowania tym okrętem zdarzyły się jakieś sytuacje, z którymi radziłaś sobie lepiej lub gorzej?
BD: Z pozoru nawet najłatwiejsza rzecz, może w trakcie okazać się bardzo skomplikowana. Osobiście myślę, że najtrudniejszy był po prostu sam początek. To ogromne wyzwanie, żeby przekonać do swojego planu około 450 osób, a następnie podejmować decyzje i brać za nie pełną odpowiedzialność. Już na samym początku pojawiły się tematy, o których wcześniej nie miałam pojęcia, działając na szczeblu regionalnym.
W pierwszej kolejności musiałam zadbać o płynność finansową, a następnie doprowadzić organizację do pełnej stabilności. Jednak z każdym miesiącem pojawiały się kolejne nowe wyzwania i jak zawsze twierdziłam, że już nic trudniejszego mnie nie spotka i nie zaskoczy, to los płatał figle, ale dzięki temu mogłam się jeszcze więcej nauczyć. Mówi się, że wszystko jest trudne zanim stanie się proste. Dzisiaj mogę stwierdzić, że dzięki zaufaniu, którym obdarzali mnie każdego roku Przewodniczący Regionów, osiągnęliśmy sukces. Fundacja jest stabilna finansowo i ma ogromny potencjał do dalszego rozwoju.
DJ: SF BCC ma wiele projektów ogólnopolskich i regionalnych, czy masz swój ulubiony, który jest najbliższy Twojemu sercu?
BD: Oczywiście! Swoją przygodę w SF BCC rozpoczęłam w projekcie Biznes Junior, a kolejnym była Przedsiębiorcza Kobieta. Te dwa projekty skradły moje serce. Biznes Junior jest idealnym projektem na start. Pierwsze relacje nawiązuje się ze szkołami oraz firmami, które chcą wesprzeć organizację zajęć z przedsiębiorczości w klasach 4-6. Później mierzysz się z poprowadzeniem lekcji, można to porównać do pierwszych wystąpień publicznych, które dla mnie na samym początku były przeogromnym stresem i to właśnie ten projekt umożliwił mi po raz pierwszy przekroczenie tej bariery.
Z kolei przy Przedsiębiorczej Kobiecie miałam niesamowity zespół, wspaniałe dziewczyny, pełne pasji i zaangażowania. Dawałyśmy z siebie wszystko i wspólnie ugasiłyśmy nie jeden pożar i razem cieszyłyśmy się z sukcesów. Z perspektywy Prezesa Zarządu bardzo cieszę się, że organizujemy również Galę Młodych Liderów. Jest to wspaniała inicjatywa. Podczas jednego wieczoru nagradzamy najbardziej zaangażowanych członków SF BCC oraz przedsiębiorców, którzy są naszym wzorem do naśladowania.
DJ: Stanowisko Prezes Zarządu to odpowiedzialna funkcja. Już sama nazwa brzmi dumnie! Jednak nie każdy potrafi sobie wyobrazić, z czym to się wiąże w takiej organizacji jak nasza. Możesz przybliżyć naszym odbiorcom swoje obowiązki? Z czym głównie taka osoba jak Ty musi się zmagać?
BD: Przede wszystkim trzeba być odpowiedzialnym i odważnym. Jako Prezes planujesz i wdrażasz strategię, tutaj trzeba patrzeć długoterminowo, a później wprowadzić konkretny plan działania, następnie go weryfikować i ewentualnie modyfikować, dlatego ważna jest też elastyczność. Warto zwrócić uwagę, że oprócz wytyczenia ogólnego kierunku działania należy skupić się na strategiach funkcjonalnych – finansach, marketingu, zasobach ludzkich, rozwoju, itd.
Niezwykle istotne jest to, żeby mieć bardzo dobry zespół, a dla Prezesa w pierwszej kolejności jest to Zarząd. Musisz mieć osoby, którym ufasz, które będą odpowiadały za poszczególne obszary, które będą z Tobą szczególnie w trudnych momentach. Ja taki zespół miałam i jestem im niesamowicie wdzięczna za całą pracę, którą włożyli i ich ogromne zaangażowanie.
Prezes kieruje zatem pracami Zarządu, dba o rozwój Fundacji, dba o jej majątek oraz bezpośrednio nadzoruje finanse. Współtworzy wszelkiego rodzaju uchwały, umowy i dokumenty. Nadzoruje prace Przewodniczących Regionów i reprezentuje Zarząd przed Radą Fundacji. Pełni również funkcję reprezentacyjną na zewnątrz organizacji i prowadzi rozmowy z partnerami, w szczególności ze sponsorami. To także szereg obowiązków związanych ze znajomością prawa dotyczącego organizacji pozarządowych, a w naszym przypadku organizacji pozarządowej prowadzącej działalność gospodarczą, a także przedkłada roczne sprawozdanie z działalności oraz finansowe.
Przede wszystkim trzeba być odpowiedzialnym i odważnym.
Prezes powinien przede wszystkim być biegły w zarządzaniu, mam na myśli zarządzanie organizacją, w tym ludźmi, a także sobą w czasie. Być otwarty na zdobywanie wiedzy z różnych obszarów. Nie jest specjalistą w jakiejś konkretnej dziedzinie, jest liderem, który ma mieć dobry zespół i musi potrafić orientować się w różnych obszarach.
DJ: Będąc prezes zarządu poznałaś z pewnością wielu ciekawych ludzi. Która z nich najbardziej zapadała Ci w pamięć? Czy piastowane stanowisko otwierało pewne drzwi szybciej, nie koniecznie tylko te związane z organizacją, ale również te w prywatnym życiu zawodowym?
BD: To prawda. Miałam przyjemność poznać wiele bardzo doświadczonych osób zarówno prywatnie, jak i zawodowo. Oczywiste jest to, że w momencie, gdy sam pragniesz czegoś więcej, to automatycznie podczas dokonywania zmian w swoim życiu i podążając w wybranym kierunku – mam tu na myśli właśnie realizowanie swoich ambicji – obracasz się wśród osób ze znacznie większymi aspiracjami. Postaram się to zobrazować na moim przykładzie, kiedy miałam kilkanaście lat miałam dwie niezwykle ważne dla mnie pasje, jedną była muzyka i gra na wiolonczeli, a drugą taniec towarzyski, naturalne, że w tamtym czasie większość moich znajomych stanowili muzycy i tancerze, a grupa rozszerzona była o trenerów, nauczycieli i profesjonalistów w tych dziedzinach, których podziwiałam.
Wchodząc do Studenckiego Forum w pierwszej kolejności masz kontakt z rówieśnikami, których kręci temat biznesu i rozwoju osobistego. Masz dostęp do młodych osób, które chcą wspólnie spędzać czas robiąc wielkie rzeczy. A dalej wchodząc na stanowisko Prezesa SF BCC jesteś jeszcze bliżej świata biznesu, m.in. dzięki koneksji z Business Centre Club, sieciami przedsiębiorców, które powstają w ramach naszej wewnętrznej jednostki – Konwentu Seniorów, start-up’ami w AIP (Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości – przyp.red.), przedsiębiorcami oraz specjalistami z biznesu o rozpoznawalnych nazwiskach, firmami partnerskimi z sektora MŚP (sektor małych i średnich przedsiębiorstw – przyp. red.) i najbardziej znanymi korporacjami. Ponadto SF BCC daje dostęp do ludzi ze świata nauki, ponieważ ściśle współpracujemy z największymi uczelniami w całej Polsce, a także do innych organizacji zrzeszających studentów, które obecnie współdziałają w ramach Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Studenckich.
Ważna jest atencja, pozytywna energia, którą możesz się podzielić, szacunek i wdzięczność.
Bardzo ważne były dla mnie kontakty z przedsiębiorcami, którzy stawali się moimi mentorami i ofiarowali ogromne wsparcie w szczególności przy trudnych wyzwaniach, które spotykałam po drodze. Istotne jest, żeby samemu budować takie relacje, które mają na Ciebie pozytywny wpływ. To te osoby mają dla Ciebie coś wartościowego do zaoferowania, a jeśli osoba jest znacznie bardziej doświadczona i zastanawiasz się – ok, ale w takim razie co ja mogę dać w zamian? To pamiętaj, że w relacjach oprócz wiedzy i doświadczenia, ważna jest atencja, pozytywna energia, którą możesz się podzielić, szacunek i wdzięczność.
DJ: Czego nauczyłaś się będąc w SF-ie?
BD: Haha! To dobre pytanie! Przepraszam, czy możemy umówić się na jeszcze jeden wywiad?
DJ: Myślę, że taka okazja nadarzy się jeszcze nie raz.

BD: Wiesz, trudno jest przelać pięć lat pracy w kilka słów. Myślę, że najcenniejsze są te doświadczenia, które powodują, że patrzysz na ludzi i świat, który Cię otacza inaczej. Doświadczasz rzeczy, które sprawiają, że poszerzasz własne horyzonty. Poczynając od budowania trwałych relacji, rozwiązywania konfliktów, po świadomość ogromnej odpowiedzialności, zarządzania w sytuacjach kryzysowych, analizowania aktów prawnych i zawiłych treści. W związku z tym na pewno mocno rozwinęłam się pod kątem interpersonalnym oraz zawodowym, czyli nauczyłam się zarządzać organizacją, która w maksymalnym momencie miała niemalże pięćsetosobowy kapitał ludzki. Nauczyłam się analizować, wyciągać wnioski i podejmować trafne decyzje, ale przede wszystkim nauczyłam się bycia w gotowości do nieustających wyzwań, do sytuacji, których nie jesteś w stanie przewidzieć i przygotować się na nie.
DJ: Czy koniec kadencji to również koniec Twojej przygody ze Studenckim Forum?
BD: Oczywiście, że nie! Jednak to już będzie troszkę inna historia. Przypuszczam, że za kilka miesięcy sama będę mentorem dla moich następców, szkoleniowcem dla członków, partnerem do współpracy, koleżanką na wyjazdach integracyjnych. Przygoda się nie skończy, tylko po prostu będę uczestniczyła w życiu organizacji bardziej jako osoba, która może wyrazić swoją opinię odnośnie zarządzania taką organizacją. Opowie jak współpracować z liderami naszych jednostek organizacyjnych. Jak radzić sobie w sytuacjach kryzysowych. Doradzi w kwestiach zarządzania projektami i finansami, marketingu organizacji, infrastruktury technicznej i wszystkim tym, w czym zdobyłam już pewną wiedzę i uzupełniłam doświadczeniem, także od strony rozwoju osobistego, umiejętności podejmowania decyzji i przygotowania do poniesienia porażki i sukcesu. Wiedziałeś, że do odniesienia sukcesu też należy się przygotować?
Stawianie sobie za każdym razem coraz większych celów, poparte stałym rozwojem, ciężką pracą na bazie doświadczeń swoich i innych osób, determinacja i wiara w siebie to warunki sukcesu jednostki i całego zespołu.
DJ: Owszem, bo bez ciężkiej pracy nie ma kołaczy. Konsekwencja i upór w działaniu jest niezwykle ważny w osiągnięciu sukcesu.
Kończąc już naszą rozmowę chciałbym zapytać czy masz może jakąś radę dla nowego zarządu lub dla osób, które dopiero rozpoczynają swoją karierę w SF BCC?
BD: Dla osób, które rozpoczynają swoją przygodę w SF BCC mam taką radę, żeby otaczali się najlepszymi ludźmi w swoim regionie, pracowali na relacjach i celach zespołu, a następnie szukali kolejnych możliwości rozwoju, ponieważ są one na wyciągnięcie ręki. Wejście na poziom koordynatora, czyli objęcie stanowiska, na którym po raz pierwszy zostajesz liderem zespołu, polecam osobom, które odnalazły swoją pasję i nie szukają wygody, ale chcą się dużo nauczyć. Każdy kolejny szczebel, taki jak zarząd regionalny, stanowiska menedżerskie oraz zarząd na poziomie ogólnopolskim to planowanie strategiczne, czyli przygotowanie wizji, a następnie nakreślenie obszarów działań w perspektywie długoterminowej. Stawianie sobie za każdym razem coraz większych celów, poparte stałym rozwojem, ciężką pracą na bazie doświadczeń swoich i innych osób, determinacja i wiara w siebie to warunki sukcesu jednostki i całego zespołu.
DJ: Dziękuję Beato za rozmowę i życzę sukcesów w dalszym życiu zawodowym i nie tylko. Cytując klasyka, niech moc będzie z Tobą!
BD: Dzięki Dawidzie za zaproszenie. Tobie również życzę powodzenia!
Dzisiaj rozmawiamy z wyjątkową Menedżer, która bawi i uczy!
Mowa tutaj o Natalii Olpińskiej, Menedżerce Projektu Biznes Junior.
Sabina Sęk, Koordynator Działu PR Region Lublin: Dlaczego wybrałaś właśnie projekt Biznes Junior?
Natali Olpińska: Pracowałam z dziećmi jeszcze zanim poszłam na studia, a chciałam nauczyć się czegoś nowego, związanego z biznesem, który studiuje. Biznes Junior był więc złotym środkiem. Mogłam wykorzystać umiejętności, które nabyłam wcześniej oraz nauczyć się wielu nowych rzeczy. Ważne było dla mnie również to, że system szkolnictwa ma braki. Dzieci nie uczą się umiejętności miękkich, a przedsiębiorczość mają w szczątkowej formie. BJ był szansą, aby mieć na to choć minimalny wpływ. W końcu z zainteresowań powstają pasje na całe życie, więc kto wie, może dzięki nam ktoś kiedyś założyć własną firmę.
S.S.: Dlaczego cenisz sobie pracę z dziećmi?
N. O.: Cenię sobie pracę z dziećmi, ponieważ przy nich łatwo zapomnieć o problemach dnia codziennego. Ich energia i radość, którą dzielą się w zamian za twoją pracę, jest niesamowita. To również wulkany kreatywności i nieraz, gdy nie mam na coś pomysłu, po prostu je pytam. Dodatkowo widać efekty. I wysiłek, który wkładam, żeby ich czegoś nauczyć, wraca w tej czy innej formie. A co za tym wszystkim idzie bardzo inspirują do działania. Myślę, że najcenniejszym czego możemy się od nich uczyć jest nieszablonowe myślenie i właśnie ta kreatywność, którą w końcu każdy w sobie ma, tylko musi znaleźć sposób, żeby ją obudzić.
S. S.: Jak wygląda teraz praca w BJ?
N. O.: Przez pandemię praca w BJ-cie przeszła na zupełnie inny tryb. Nie mogę jednak narzekać, ponieważ dzięki temu udało mi się jeszcze lepiej poznać współorganizatorów BJ-ta z Regionów. Bardzo się cieszę, że mogli też złapać lepszy kontakt również między sobą.Sam projekt trwa. Webinar o kreatywności i przedsiębiorczości już za nami, a konkurs się rozpoczął. Pomimo formy online, niektóre regiony pewnie będą próbować we wrześniu przeprowadzić warsztaty w klasycznej formie. Myślę, że daliśmy pandemii radę!
S. S.: Zdecydowanie daliście radę, a ja dziękuję Ci za tę rozmowę.
N. O.: Ja również dziękuję.
SF BCC to przede wszystkim ludzie z pasją! Nieważne, czy jesteś z Krakowa, Lublina, a może z Gdańska! Tam też mamy swoich ludzi! Tworzymy Regiony, a w każdym z nich znajdziecie Przewodniczącego, który odpowiada za jego sprawną pracę. Dzisiaj mamy przyjemność rozmawiać z Olgą Pawłat, Przewodniczącą Regionu Lublin, który został reaktywowany w październiku 2019 roku.
Sabina Sęk: Olga, co Cię zmotywowało do tego, aby ponownie stworzyć Region w Lublinie? Co sprawiło, że się na to zdecydowałaś? Jak to się stało, że to właśnie Ty to zrobiłaś?
Olga Pawłat: W naszym mieście studiuje ponad 60 tysięcy studentów. Te wszystkie młode osoby są na etapie definiowania siebie i zdobywania pierwszych doświadczeń zawodowych.
Studenckie Forum Business Centre Club wydało mi się miejscem, w którym można zdobywać prawdziwe doświadczenie, a nie suchą teorię, jak to bywa na studiach. SF BCC jest też świetnym wstępem do przyszłej pracy zawodowej. O Studenckim Forum Business Centre Club dowiedziałam się dzięki projektom takim jak Przedsiębiorcza Kobieta i We do IT. Widząc niedobór podobnych wydarzeń w naszym regionie, postanowiłam odezwać się do koordynator projektu Przedsiębiorcza Kobieta, która następnie przekierowała mnie do Menedżer Pionu HR. A dalej już samo poszło. <śmiech>
S.S.: Co, jak dotąd, było dla Ciebie największym wyzwaniem w roli Przewodniczącej Regionu?
O.P.: Reaktywując Region Lublin niestety nie miałam tu na miejscu osoby, która byłaby dla mnie wsparciem,bo z Martyną Kazimierczak – Menedżer Pionu HR – współpracowałam zdalnie. Sama od zera poszukiwałam osób, które chciałyby wraz ze mną realizować ambitne projekty i budować silny zespół kreatywnych młodych ludzi. Okazało się, że jest ich całkiem sporo w Lublinie, co mnie niesamowicie cieszy.
Największym wyzwaniem było dla mnie pozyskiwanie wiedzy i przekazywanie jej w krótkim czasie członkom mojego regionu. Na szczęście przy wsparciu Centrali i innych regionów, a także dzięki zaangażowaniu członków regionu udaje nam się sprawnie rozwijać.
S.S.: Dlaczego wybrałaś właśnie SF i co sobie najbardziej w nim cenisz?
O.P.: Studenckie Forum Business Centre Club daje ogromne możliwości rozwoju i sporo swobody. Duża ilość działów i projektów w fundacji sprawia, że każdy może znaleźć coś dla siebie. To ma dla mnie ogromną wartość, ponieważ pomaga wybrać odpowiednią ścieżkę zawodową.
Członkowie Studenckiego Forum to osoby z pasją i ogromną wiedzą, którzy chętnie dzielą się swoim doświadczeniem. Bardzo cenię sobie częste szkolenia z różnych dziedzin, które oferuje SF. Każde kolejne utwierdza mnie w przekonaniu, że dołączenie do Fundacji było świetną decyzją.
Działalność w tej organizacji przede wszystkim stawia przede mną wiele wyzwań, dzięki którym mogę sprawdzić swoje możliwości i uczyć się wielu nowych rzeczy.
Dzięki SF-owi nawiązałam również sporo ciekawych znajomości z osobami z całej Polski, na których wiem, że mogę liczyć w każdej chwili.
S.S.: Olga, dziękuję Ci bardzo za wywiad! Na pewno będzie on inspiracją dla innych! Życzmy kolejnych sukcesów w Regionie.
O.P.: Ja również dziękuję Ci za możliwość podzielenia się swoją historią.
W minioną 25 kwietnia odbył się kolejny Festiwal BOSS. Jednak po raz pierwszy został zorganizowany w wersji online. Na webinarze swoje prelekcje wygłosiło wielu znamienitych gości i specjalistów w swoich dziedzinach. Pojawiły się między innymi takie osoby jak: Paweł Tkaczyk, Tomasz Kammel, Monika Czaplicka, Jacek Walkiewicz czy Lech Kaniuk.
Dawid Jeżak: Luiza na początku chciałbym pogratulować Tobie jako Menedżer ogólnopolskiej Festiwalu BOSS oraz Twojemu zespołowi, który w tej trudnej sytuacji stanął na wysokości zadania.
Luiza Miałkos – Menedżer ogólnopolska Festiwalu BOSS: Dziękuję Dawidzie – w imieniu swoim oraz całej BOSSkiej ekipy Festiwalu. Do gratulacji warto dodać również podziękowania dla całego Zarządu Fundacji, który jest dużym oparciem dla każdego Menedżera, dla Marcina Merchela – Menedżera Pionu PR, który wspierał nas na każdym kroku podczas promocji wydarzenia, a także dla wszystkich wolontariuszy, ponieważ każdy z nich dołożył swoją cegiełkę przy organizacji.
DJ: Pandemia koronawirusa i związane z nim obostrzenia uniemożliwiły organizację Festiwalu w tradycyjnej formie i odbył się on w wersji online. Powiedź czy od razu wiedzieliście, że to wydarzenie będziecie chcieli zorganizować w takiej postaci? Czy jednak pojawiały się w waszych głowach myśli związane z odwołaniem tej imprezy i przeniesienia jej na okres, kiedy będzie możliwe zrobienie tego w wersji tradycyjnej?
LM: Każda zmiana niesie za sobą opór. Oczywiście, pojawiły się u nas myśli o chwilowym zawieszeniu projektu. Jednak zawsze widziałam sens w tym co robimy i tak łatwo nie odpuściłam. Dla regionalnych Koordynatorów była to szczególnie trudna sytuacja, ponieważ cały ich plan działania legnął w gruzach. Chcąc działać, musieliśmy zrobić to szybko. W naszych głowach kłębiło się bardzo dużo myśli, ponieważ w ciągu jednego tygodnia po kolei zostały odwołane wszystkie nasze wydarzenia stacjonarne. Koordynatorzy mieli już wszystko dopięte na ostatni guzik po czym otrzymywaliśmy wiadomości z informacją “Przepraszamy! Nie mogą Państwo zorganizować u nas wydarzenia ze względu na aktualną sytuację w kraju ”. Stan niepewności trwał około półtora tygodnia. Po tym czasie wiedzieliśmy już, że chcemy dalej działać – wirtualnie. W tym miejscu warto zaznaczyć, że ogromną rolę odegrał Zarząd Fundacji, który ze stoickim spokojem podszedł do sytuacji i momentalnie wdrożyli model zarządzania kryzysowego rekomendując Menedżerom przeniesienie wszystkich projektów do online.Prowadziłam rozmowy z Koordynatorami na temat formy projektu w wersji zdalnej. Efektem końcowym była decyzja o organizacji Festiwalu w formie konferencji.
DJ: Czy zorganizowanie tego Festiwalu w Internecie było trudniejsze, niż w tradycyjnej formule?
LM: Z pewnością było to dla nas nowe doświadczenie. Czy trudniejsze? Nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Z perspektywy Menedżera dużo się nie zmieniło, gdyż na co dzień pracujemy w trybie zdalnym. Dla pozostałych członków regionów oprócz nowej formuły Festiwalu nowością był również tryb pracy całkowicie zdalnej oraz centralizacja działań.
DJ: Wiadomo, że każda impreza potrzebuje sponsorów, partnerów, a przede wszystkim prelegentów, którzy podzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem. Czy w sytuacji, w której się znaleźliśmy było to trudniejsze? Jaka była reakcja tych firm i prelegentów, kiedy zaproponowaliście im współpracę?
LM: To jest bardzo dobre pytanie ponieważ tempo w jakim zorganizowaliśmy całą konferencję było zawrotne.Całe wydarzenie zorganizowaliśmy w nieco ponad miesiąc – od momentu powstania koncepcji do zrealizowania konferencji bez wcześniejszego doświadczenia realizacji wydarzeń online. Kontaktując się z poszczególnymi prelegentami czuliśmy strach przed odmową, jednak ci bardzo nas zaskoczyli.Wszyscy zgodzili się niemal natychmiast za co serdecznie im dziękuję. W przypadku partnerów już tak kolorowo nie było. Wiele firm nie chciało ryzykować swoimi funduszami na finansowanie projektu, który odbywał się pierwszy raz w formie online. Nie mogliśmy bazować na twardych statystykach, które w największym stopniu wpływają na decyzję o finansowaniu tego typu przedsięwzięć. Wszystko mogło opierać się jedynie na spekulacjach i przewidywaniach.
DJ: Jak wyglądała frekwencja podczas Festiwalu online w porównaniu do tradycyjnej formuły? Czy któryś z prelegentów mógł pochwalić się większym zainteresowaniem w trakcie swojej prelekcji?
LM: Frekwencja przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Na wydarzeniu zebraliśmy blisko 1300 osób. Chyba nigdy nie mieliśmy tylu uczestników na wydarzeniach stacjonarnych. Wynika to z faktu, iż Festiwal w wersji online był organizowany przez wszystkie regiony wspólnie, natomiast wersja tradycyjna zakłada indywidualne wydarzenia w pojedynczych miastach.
DJ: Frekwencja dopisała. Czy w przyszłym roku możemy się spodziewać kontynuacji projektu w wersji online?
LM: To pytanie powinniście skierować do mojego następcy, gdyż moja kadencja na stanowisku Menedżera kończy się w tym roku. Niemniej jednak uważam, że z pewnością powinniśmy iść w tym kierunku.
DJ: Dziękuję Luiza za rozmowę i życzę kolejnych sukcesów w projekcie Festiwalu BOSS!
LM: Dawidzie również dziękuję Ci za rozmowę. A wam drodzy czytelnicy zdradzę, że planujemy kolejną edycję 13 czerwca 2020 roku. Po więcej informacji zapraszam na nasz fanpage Festiwal BOSS